Korona Kielce pojawiła się w Łodzi z klarownym zamiarem. Jej celem było pierwsze w tym sezonie zwycięstwo na obcym terenie i ucieczka znad strefy spadkowej. Fakt, że łódzki Widzew nie przegrał czterech ostatnich potyczek (liga + PP) miał tylko potęgować mobilizację. Tymczasem od pierwszych minut kielczanie mieli problemy z opuszczeniem własnej strefy obronnej. Cały ich dorobek z pierwszego kwadransa to... żółta kartka dla rezerwowego bramkarza Marcela Zapytkowskiego. To kara za niesympatyczne uwagi pod adresem sędziego. Beniaminek bez litości w Krakowie. Demolka na start kolejki PKO BP Ekstraklasy Korona przełamuje wyjazdową niemoc. Jeden cios i ucieczka znad strefy spadkowej Wydawało się, że w 15. minucie gospodarze wykonywać będą rzut karny, gdy w powietrznej walce o piłkę wychodzący z bramki Rafał Mamla staranował Frana Alvareza. Hiszpan runął na murawę, a arbiter czekał na podpowiedź z wozu VAR. Ostatecznie nie znaleziono podstaw do podyktowania "jedenastki". Ledwie trzy minuty później oko w oko z golkiperem Korony stanął Kamil Cybulski. 18-latek nie wytrzymał ciśnienia i w stuprocentowej sytuacji próbował lobować rywala. Uderzona nieporadnie futbolówka poszybowała nad poprzeczką. Korona postraszyła przeciwnika dopiero po upływie półgodziny gry. Tyle że uczyniła to równie nieporadnie. Adrian Dalmau miał przed sobą już tylko pustą bramkę, mimo to nie zdołał trafić do siatki, a piłka padła łupem stojącego kilka metrów dalej Rafała Gikiewicza. "Giki" spisał się bez zarzutu tuż przed przerwą i krótko po niej, gdy dwukrotnie bronił strzały z ostrego kąta Mariusza Fornalczyka. Interwencją meczu popisał się jednak Mamla, który w 65. minucie z najwyższym trudem uratował Koronę przed stratą gola. Uderzał Mateusz Żyro, a piłka zmierzała prosto w okienko. To mogła być bramka kolejki. Kiedy wydawało się, że zanosi się na bezbramkowy remis, znów w roli głównej wystąpił Gikiewicz. Tym razem "wypluł" przed siebie futbolówkę po strzale z rzutu wolnego Dawida Błanika, a w odpowiednim miejscu i czasie znalazł się Shuma Nagamatsu. Japończyk dopełnił formalności i było 0:1. W ten sposób Korona przełamała wyjazdową niemoc i oddaliła się od strefy spadkowej na dystans czterech punktów. Dla łodzian to pierwsza domowa porażka w tym sezonie. Tym razem zrobili bardzo niewiele, by do niej nie dopuścić.