Odejście Ernesta Muciego zimą 2024 roku oznaczał dla Legii Warszawa spory zarobek rzędu 10 milionów euro, ale również ogromną stratę, jeśli chodzi o poziom sportowy. W pierwszej połowie sezonu Albańczyk był kluczowym zawodnikiem drużyny prowadzonej przez Kostę Runjaicia i w dużej mierze przyczynił się do awansu do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy. Po odejściu jego i Bartosza Slisza polski rozegrał kompromitująco słaby dwumecz przeciwko Molde i odpadł już na pierwszej, wydawać by się mogło niezbyt groźnej, przeszkodzie. Ernest Muci dołączył do dużo większego klubu, czyli Besiktasu Stambuł. Obecnie drużynę z Turcji prowadzi owiany w Polsce złą sławą Fernando Santos. Pod wodzą Portugalczyka drużyna nie radzi sobie zbyt dobrze - w dorobku ma niemal dwukrotnie mniej punktów niż walczące o tytuł Galatasaray i Fenerbahce. Na ten moment zajmuje 4. miejsce, które wydaje się być dolną granicą jakiejkolwiek tolerancji. Wszystko, co poniżej, będzie uznane w Besiktasie za sportową katastrofę i brak udziału w europejskich pucharach w następnym sezonie. Wielkie pieniądze za Ernesta Muciego. Prezes Besiktasu musiał podjąć decyzję Od transferu Muciego do Besiktasu minęło bardzo niewiele czasu, jednak prezes stambulskiego klubu zaskoczył swoją wypowiedzią nt. Albańczyka na łamach tureckiej gazety sportowej "Fotomaç". Hasan Arat zdradził, że do klubowej skrzynki wpłynęła teoretycznie bardzo atrakcyjna oferta za byłego gwiazdora Legii Warszawa. Jak widać, nowy klub Ernesta Muciego wiąże z nim ogromne nadzieje. Arat wierzy zapewne, że za rok lub dwa Albańczyka można sprzedać jeszcze drożej, ponieważ w Besiktasie rozwinie on skrzydła i stanie się "łakomym kąskiem" dla większej liczby piłkarskich firm w Europie. W tym sezonie Ernest Muci w barwach Legii Warszawa i Besiktasu Stambuł rozegrał łącznie 41 spotkań we wszystkich rozgrywkach. Zdobył w nich 11 goli i zanotował 2 asysty. Kiedy w 2021 roku Albańczyk trafiał do Legii, portal transfermarkt wyceniał jego wartość rynkową na 750 tysięcy euro. Obecnie wynosi ona aż 11 milionów euro i stale rośnie. Możliwe, że prezes Besiktasu ma rację i za rok lub dwa za albańskiego pomocnika trzeba będzie zapłacić o wiele więcej niż wspomniane 20 milionów, które oferował niewymieniony z nazwy europejski klub.