Spotkanie w Radomiu było dla Pogoni bardzo ważne. Na przestrzeni ostatniego tygodnia szczecinianie w kompromitujący sposób przegrali 1:4 z Górnikiem Zabrze, a także odpadli z Fortuna Pucharu Polski po porażce 0:1 z Rakowem Częstochowa. Gdyby ponieśli klęskę także z Radomiakiem, sezon można by powoli spisywać na straty. Wyszarpane w samej końcówce zwycięstwo sprawiło jednak, że Pogoń wciąż nie traci kontaktu z czołówką bijącą się o europejskie puchary (kwestia mistrzostwa wydaje się być już bowiem przesądzona). Radomiak Radom - Pogoń Szczecin: Maurides sam przeciwko wszystkim Pogoń rozpoczęła spotkanie bardzo żywiołowo. Nie minęła jeszcze pierwsza minuta, a w polu karnym gospodarzy znalazł się już rozpędzony Kamil Grosicki. Powołany na mundial skrzydłowy szukał płaską centrą Wahana Biczachczjana, ale zabrakło mu nieco precyzji. Sytuację starał się ratować jeszcze Luka Zahović, który ostatecznie oddał strzał. Piłka minęła jednak cel. Grosicki sprawiał na początku meczu wrażenie niezmordowanego i brał udział w niemal każdej akcji ofensywnej. Biegał, dryblował i wykonywał stałe fragmenty gry. Po jednym z nich bliski gola był Biczachczjan, który złożył się do woleja z ponad 20 metrów. Piłka odbiła się od słupka i wypadła poza boisko. "Portowcy" zdominowali gospodarzy, którym brakowało argumentów ofensywnych. Ich jedynym pomysłem było skierowanie futbolówki do Mauridesa. Napastnik Radomiaka miał dwie okazje - najpierw oddał strzał po przebitce w polu karnym, a później finalizował głową centrę Lisandro Semedo. Ani razu Dante Stipica - który wrócił do składu po blisko miesiącu spędzonym na ławce rezerwowych - nie musiał jednak wykazywać się swoimi umiejętnościami. Dużo poważniej zrobiło się natomiast w 30. minucie. Pozornie niegroźny przechwyt Luisa Machado na własnej połowie zamienił się w doskonałą okazję Radomiaka. Portugalczyk przebiegł z piłką ponad pół boiska, wygrywając bez trudu pojedynek sprinterski z Michałem Kucharczykiem. Kiedy wpadł w szesnastkę gości, przytomnie odegrał do Mauridesa. Najlepszy w pierwszej połowie piłkarz radomian zdecydował się na strzał. Pogoń przed utratą bramki uratował ofiarnym blokiem Benedikt Zech. Stoper cieszył się po nim niemal tak mocno, jak po strzeleniu gola. Trudno się dziwić - to była książkowa wręcz definicja kluczowej interwencji. Pogoń Szczecin uratowała się w samej końcówce Druga połowa rozpoczęła się analogicznie do pierwszej - znów ataki gości napędzał mocno w niedzielę zmotywowany Grosicki. Skrzydłowy posłał celne dośrodkowanie na głowę Luki Zahovicia, któremu oddanie strzału uniemożliwił jednak Mateusz Cichocki. Sędzia uznał, że warto przyjrzeć się tej sytuacji ponownie i udał się do monitora VAR. Po obejrzeniu kilku powtórek Damian Kos wskazał na 11. metr. Do wykonania rzutu karnego podszedł Grosicki i umieścił piłkę w siatce. Biorąc pod uwagę cały mecz - reprezentant Polski w pełni na tego gola zasłużył. Po utracie bramki i jednego zawodnika piłkarze Radomiaka zaczęli grać ostrzej. Arbiter co rusz przerywał grę i rozdawał żółte kartki. Składnych, widowiskowych akcji było jak na lekarstwo, a gospodarze zdawali się nie mieć pomysłu na to, co dalej. Futbol - zwłaszcza ten ekstraklasowy - bywa jednak przewrotny i w 69. minucie dostaliśmy kolejne tego potwierdzenie. Lisandro Semedo dośrodkował piłkę w pole karne, głową trącił ją Maurides, ale ostatnie słowo należało do Mateusza Grzybka. Pomocnik nie zastanawiał się i uderzył z powietrza, nie dając Stipicy szans na skuteczną interwencję. Od tego czasu spotkanie zaczęło wymykać się jakimkolwiek zasadom logiki. Oto bowiem osłabiony Radomiak przycisnął Pogoń i zdobył drugą bramkę. Luis Machado już wybuchł radością, ale sędzia odgwizdał pozycję spaloną. W końcówce oba zespoły desperacko szukały gola, a na boisku zapanował zupełny chaos. Nie było już formacji ani taktyki, a piłka krążyła od jednego pola karnego do drugiego. W 90. minucie futbolówka trafiła pod nogi Damiana Dąbrowskiego, a ten uderzył od razu, bez namysłu. Okazało się to znakomitym pomysłem - kapitan zapewnił drużynie ważne zwycięstwo tuż przed ostatnim gwizdkiem. W ósmej minucie doliczonego czasu czerwoną kartkę obejrzał jeszcze Raphael Rossi, przez co Radomiak kończył spotkanie w dziewiątkę. Jakub Żelepień, Interia