Mecze Warty Poznań i Stali Mielec w dwóch poprzednich sezonach nie napawały optymizmem - zaledwie dwie bramki w czterech starciach, dwa bezbramkowe remisy w Grodzisku. W połowie listopada kolejne takie spotkanie to nie jest coś, na co kibice czekają. Można było jednak wierzyć, że tym razem będzie inaczej - Stal (26 pkt) i Warta (24 pkt) to w pewnym sensie rewelacje sezonu, patrząc też na ich budżety. Przy czym Warta nie miała największego swojego atutu, czyli... gry na wyjeździe. W Grodzisku w tym sezonie ograła tylko Jagiellonię, w sześciu innych meczach ugrała ledwie dwa oczka. Stal Mielec bez strzału w pierwszej połowie. Nawet niecelnegio! Poznaniacy, jak to często mają w zwyczaju, nie zabijali tym razem meczu - nie skupiali się na grze defensywnej i rozbijaniu akcji rywali. Pressingiem grali wysoko, mocno uprzykrzali tym życie mielczanom, ale też częściej próbowali swoich sił w ataku pozycyjnym. Stal próbowała czasem tego samego, ale akurat tu z jej pressingiem Warta radziła sobie bardzo przyzwoicie. Nie było to więc wielkie spotkanie, goście byli trochę bezzębni w ofensywie, Dawid Szymonowicz skutecznie uprzykrzał życie najlepszemu snajperowi Stali Saïdowi Hamuliciowi. W efekcie mielczanie nie oddali w pierwszej połowie ani jednego strzału, nawet niecelnego! Warta powinna była tę pierwszą część wygrać, bo miała przynajmniej trzy znakomite szanse. Pierwszą zmarnował w 23. minucie Mateusz Kupczak, który po rzucie rożnym i zgraniu piłki głową przez Kamila Kościelnego uderzał z kilku metrów, ale prosto w stojącego przed linią Krystiana Getingera. Później sam na sam z Bartoszem Mrozkiem znalazł się Adam Zreľák - chciał lobować bramkarza mielczan, ale ten znakomicie wystawił lewą rękę i odbił piłkę. Ostatecznie ta akcja zakończyła się podniesieniem chorągiewki przez asystentkę sędziego Jarosława Przybyła Paulinę Baranowską, ale gdyby piłka znalazła się w siatce, interwencja VAR prawdopodobnie by ten strzał zaliczyła. No i jeszcze przed samą przerwą Warta przeprowadziła kapitalną akcję - Miguel Luis zagrał z prawej strony, Niilo Mäenpää i Zreľák świetnie przepuszczali piłkę dalej, aż wreszcie dostał ją młody Kajetan Szmyt. Skrzydłowy Warty grał bardzo dobrze, ale tę sytuację zmarnował w popisowy sposób. Stal ruszyła się w ofensywie, Warta została zaskoczona Warta bardzo odważnie rozpoczęła też drugą część meczu, ale w końcu obudzili się z letargu także goście. Dwukrotnie dali sygnał ostrzegawczy - w 54. minucie z dystansu uderzył Hamulic, ale bramkarz Warty Jędrzej Grobelny nie miał tu większych problemów ze skuteczną interwencją. Trzy minuty później strzelał z kolei Getinger, ale Robert Ivanov zdołał go zablokować. Zobacz tabelę Ekstraklasy! Warta męczyła się w ofensywie, Stal grała bardzo mądrze, pozbawiła poznaniaków największych atutów. Pressing "Zielonych" też już nie był tak skuteczny, Stal grała mniej więcej tak, jak poznaniacy zwykle grają na wyjeździe. Czekają na tę jedną szansę, ewentualnie w końcówce dobijają rywali. Dwukrotnie tak się stało po fatalnych błędach bramkarzy rywali - we Wrocławiu i Radomiu. Tym razem doświadczyła tego Warta, a gratulacje zbierał Hamulic. W 66. minucie napastnik Stali ruszył bowiem do dalekiego zagrania sprzed pola karnego Stali, choć teoretycznie nie miał szans na sukces. Miał koło siebie Szymonowicza, ale piłka leciała w kierunku bramkarza Grobelnego, który też, zupełnie niepotrzebnie, wybiegł poza pole karne. Widząc to, Szymonowicz więc odpuścił, a Grobelny - zamiast wybić piłkę byle gdzie, zwlekał z decyzją. I wyprzedził go gracz Stali, który po chwili bez problemu kopnął do pustej bramki. Co za emocje! Warta zabrała Stali zwycięstwo w ostatniej akcji! Po tym golu Stal całkowicie skupiła się już na obronie - całym zespołem przed swoim polem karnym. Dośrodkowania Warty nie dawały żadnych efektów, gra po ziemi też nie, bo rywale zagęszczali tę strefę, w której była piłka. Zanosiło się na to, że Stal wygra kolejne spotkanie, aż nagle, w 93. minucie Miłosz Szczepański dośrodkował z prawej strony, a Jan Grzesik mniej więcej z punktu, z którego wykonuje się rzuty karne, głową pokonał Mrozka. I zapewnił swojej drużynie w miarę spokojną zimę.