W związku z przyjazdem Lecha, a właściwie jego kibiców, w klubie były spore nerwy związane z organizacją meczu. Na stadionie przy al. Piłsudskiego wypełnili cały sektor przeznaczony dla fanów gości (900 miejsc). Kibice mistrza Polski byli wspierani przez fanów ŁKS, a to oznaczało, że na trybunach może być bardzo gorąco. Zwłaszcza że nie mogli wejść na spotkanie swojej drużyny rozgrywany też w niedzielę w Gliwicach z Ruchem Chorzów. W Widzewie szukali szansy w tym, że być może John van den Brom, trener rywali zdecyduje się wystawić skład, w którym będą przeważali piłkarze, którzy nie grali w europejskich pucharach. A więc z jednej strony może wypoczęci, ale z drugiej strony mający niższe umiejętności niż podstawowi gracze. Szkoleniowiec mistrzów Polski jednak nie zamierzał niczego ułatwiać. Z piłkarzy, którzy nie byli w podstawowym składzie w meczu z Djurgarden w Łodzi od początku wystąpili jedynie Filip Marchwiński i Kristoffer Velde. Za to wśród gospodarzy były pewne zaskoczenia. Pierwszy raz w tym roku od początku zagrał Paweł Zieliński i Juljan Shehu. Do składu wrócił też Ernest Terpiłowski, a na lewym skrzydle Andresja Ciganiksa zastąpił Dominik Kun. Widzew nie dał się zdominować Pierwszy groźnie zaatakował Widzew. Shehu posłał świetna piłkę na prawą stronę, Ernest Terpiłowski podał w pole karne, ale Kun został zablokowany. Gospodarze grali jednak dość nerwowo, zwłaszcza Mateusz Żyro. Lech zaczął spychać łodzian do obrony, ale nie trwało to długo. Adriel Ba Loua ograł Kuna, wpadł w pole karne, ale jego podanie wybili obrońcy. Pierwszy strzał, zresztą niecelny, mistrzowie Polski oddali dopiero w 39. minicie. Gospodarze odpowiedzieli indywidualną akcją Terpiłowskiego, ale jego uderzenie było niecelne. Mistrzowie Polski niby częściej byli przy piłce, ale po niezłym początku nie mieli za bardzo pomysłu, jak dobrać się do rywali. To Widzew zaczął grać lepiej, ale jemu z kolei brakowało precyzji i dobrego kluczowego podania. Coraz częściej był pod polem karnym Lecha, ale obrona gości się nie myliła. Widzewiacy kilka razy strzelali, ale uderzenia były blokowane. A gdy nikt nie zadążył doskoczyć, Kun kopnął na wiwat. Pierwszy celny strzał w 70. minucie Tuż po przerwie Lech stworzył w końcu dobrą okazję, ale skończyło się na strachu. Widzew też odpowiedział niezłą akcją, ale wciąż w meczu brakowało strzałów, po których bramkarze musieliby choć trochę się wysilić. Minęła godzina i nie było nawet jednego celnego uderzenia. W 62. minucie bardzo blisko był Shehu, ale piłka o centymetry minęła bramkę. Pierwszy celny strzał w meczu okazał się golem. Żyro podał wszerz boiska do Patryka Stępińskiego, który świetnie zagrał z pierwszej piłki, a mocnym strzałem Filip Bednarka pokonał Bartłomiej Pawłowski. Gospodarze z prowadzenia cieszyli się jednak równo 120 sekund. W pole karne dośrodkował Nika Kvekveskiri, a celnym strzałem głową popisał się Marchwiński. Lech rozegrał końcówkę po mistrzowsku. Joel Pereira podał z prawej strony, a Velde uprzedził Pawła Zielińskiego i pokonał strzałem głową Henricha Ravasa. Skomentuj hit Ekstraklasy na FB