W Łodzi spotkały się drużyny, które najważniejszy cel w tym sezonie już osiągnęły - utrzymały się w ekstraklasie. Miały jednak o co walczyć, bo o pieniądze za miejsce w tabeli. Ważne to było przede wszystkim dla Widzewa, który nie może - w przeciwieństwie do Górnika - liczyć na pieniądze z miasta. Łodzianie mogą sezon zakończyć zarówno na 15., jak i piątym miejscu. Różnica w nagrodach wypłacanych przez Ekstraklasę SA między tymi pozycjami to około 2,6 mln złotych (dane za poprzedni sezon). To sporo - można za to utrzymać 2-3 niezłych piłkarzy. Faworytem był jednak Górnik, który ostatnio jest na fali. Wygrał cztery mecze z rzędu i na dodatek nie stracił gola. Widzew szczęśliwie pokonał w Legnicy Miedź, a wcześniej miał passę ośmiu meczów bez wygranej. Przegrał też cztery ostatnie spotkania u siebie. Mimo tego trybuny i tak są pełne. Pierwsi groźnie zaatakowali gospodarze - z prawej strony wrzucił Paweł Zieliński, nikt nie przeszkadzał Mato Milosowi, który uderzył głową, ale za lekko, by pokonać bramkarza. Łodzianie byli częściej pod polem karnym rywali, ale niewiele z tego wynikało. Blisko dojścia do dobrej okazji był Jordi Sanchez, ale przegrywał łatwo pojedynki. W pierwszym kwadransie Górnik zaatakował raz, ale za to konkretnie. Po akcji Borisa Sekulicia i Pawłem Olkowskim, uderzył Polak, piłka przeleciała nad Henrichem Ravasem, ale łodzian uratowała poprzeczka. Widzewiacy odpowiedzieli jeszcze lepiej. Świetną piłkę posłał Patryk Stępiński, Bartłomiej Pawłowski uprzedził Sekulicia i strzałem głową zapewnił prowadzenie. To była pierwsza bramka łodzian strzelona do przerwy od... 17 spotkań. Po chwili powinno być 2:0. Po rzucie rożnym z bliska główkował Mateusz Żyro, ale nie trafił w bramkę. Pięć minut wstrząsnęło Widzewem W ostatnim kwadransie przycisnął Górnik. Wykonywał kilka rzutów różnych, oddał parę strzałów, ale zwykle niecelnych. W 39 minucie w końcu trafili w bramkę. Stratę w środku boiska zanotował Ernest Terpiłowski, piłka trafiła do Daniego Pacheco, który strzelił precyzyjnie i Ravas nie sięgnął piłki. 1:1! Górnik poszedł za ciosem - Yokota wbiegł w pole karne, ale jego strzał został zablokowany, Sekulić okazał się szybszy od Milosa i strzelił na 2:1. Widzew próbował się podnieść po dwóch ciosach w końcówce pierwszej połowy. Minął jednak kwadrans a jedynym zagrożeniem był niecelny strzał głową Martina Kreuzrieglera. Wciąż lepiej w piłkę grał Górnik, ale piłkarzom trenera Jana Urbana brakowało precyzji. Po przerwie najbardziej efektowna była oprawa kibiców Widzewa pod tytułem "Świata poza tobą nie widzę". Kibice gospodarzy odpalili też środki pirotechniczne i fajerwerki. O fajerwerki na boisku zadbał Daisuke Yokota, który w 72 minucie popędził na bramkę Ravasa i mimo asysty obrońcy pokonał bramkarza. Widzew grał do końca - po akcji Pawłowskiego z Kristofferem Normannem gola zdobył Andrejs Ciganiks. Łodzianie potrzebowali jeszcze co najmniej jednej bramki.