Górnik Zabrze i Korona Kielce to zespoły broniące się przed spadkiem z PKO Ekstraklasy. Widmo degradacji grozi jednak wielu innym zespołom. Przed rozpoczęciem meczu przez sędziego Tomasza Kwiatkowskiego z Warszawy większa presja ciążyła na gospodarzach, którzy nie tylko otwierali kolejkę w strefie spadkowej, ale również wiosną prezentowali się gorzej od beniaminka. W przypadku zwycięstwa Górnicy mieli okazję poprawić swoje położenie w tabeli i nawet przeskoczyć w niej Koronę. Drużyny dzieliły przecież tylko dwa punkty. Jan Urban nie bał się bardzo solidnych w ostatnim czasie piłkarzy beniaminka. Pod wodzą Kamila Kuzery kielczanie u siebie stworzyli prawdziwą twierdzę, ale na wyjazdach byli do ugryzienia. Na to liczyli zabrzanie. Potyczkę drużyn znajdujących się na granicy czerwonej strefy z trybun oglądało 11 119 kibiców. Górnik - Korona. Niezawodny Łukowski Górnik od początku meczu przejął inicjatywę, przenosząc grę na połowę Korony. Już w 3. minucie piłka znalazła się w bramce gości, ale radość miejscowych trwała bardzo krótko. Strzelec bramki Kanji Okunuki był na pozycji spalonej i arbiter słusznie anulował gola. Podopieczni Kamila Kuzery dopiero w 11. minucie pojawili się w okolicach pola karnego zabrzan. Strzał Ronaldo Deaconu został jednak zablokowany. Chwilę później gra przeniosła się pod drugą bramkę. Szymon Włodarczyk na swoje szczęście... faulował rywala. Sędzia odgwizdał przewinienie i być może z tego powodu młody napastnik nie będzie miał kilku nieprzespanych nocy, bo przestrzelił, będąc w doskonałej sytuacji. Korona coraz mocniej dochodziła do głosu i w 17. minucie objęła prowadzenie po trafieniu niezawodnego Jakuba Łukowskiego. Wychowanek Zawiszy Bydgoszcz dopadł do piłki wycofanej na dziesiąty metr i zdobył swojego 10. gola w sezonie. Sensacyjnie jest jednym z kandydatów do korony króla strzelców.Gospodarze próbowali szybko odpowiedzieć na straconą bramkę, ale nie było to takie proste. Świetnie dysponowany był bramkarz Konrad Forenc, który uratował zespół przed utratą gola po uderzeniu Daisuke Yokoty. Wcześniej poradził sobie także z główką Emila Bergstroma. Wyrównać mógł jeszcze Okunuki, ale dwukrotnie nie trafił w światło bramki. Piłkarze Górnika stworzyli więcej okazji od Korony, jednak to kielczanie zadali cios i schodzili na przerwę z prowadzeniem. Kosztowna dekoncentracja beniaminka Kuzera dobrze ustawił swoich piłkarzy, którzy na boisku dokładnie wykonywali zalecenia taktyczne trenera. Gospodarze zaczęli drugą połowę nerwowo, ale musieli mieć w pamięci poprzedni mecz rozegrany przy Roosevelta, kiedy do 57. minuty przegrywali z Wisłą Płock 0:2, a ostatecznie wygrali 3:2, bo koncertowo zagrał Lukas Podolski. Mistrz świata tym razem tak nie błyszczał. Kielczanie nie ograniczali się do gry w obronie, od czasu do czasu wywierali presję na defensywie Górnika.Jedna z akcji ofensywnych Korony doprowadziła do pierwszego w tym meczu rzutu rożnego dla przyjezdnych. W 66. minucie po zablokowanym strzale Górnik piłkę przejął i popędził z kontrą. Marius Briceag został sam i w pojedynku z Podolskim i Piotrem Krawczykiem był bezradny. Niemiec zanotował asystę przy wyrównującym trafieniu rezerwowego. I od tego momentu gospodarze zaczęli dominować, szukali drugiego z rzędu na własnym boisku "comebacku".Przewaga posiadania piłki była po stronie Górnika, jednak Korona skutecznie się broniła. W 83. minucie szansę z rzutu wolnego miał Podolski, ale trafił tylko w mur. Kielczanie kończyli mecz w osłabieniu po czerwonej kartce w 90. minucie dla Nono. Zabrzanie zaledwie zremisowali z beniaminkiem, a to oznaczało zmarnowanie okazji na opuszczenie strefy spadkowej. Przed 14-krotnymi mistrzami Polski tylko siedem spotkań do końca rozgrywek. Najgroźniejsi konkurencji w walce o uniknięcie spadku rozegrają o jeden mecz więcej. Sytuacja nie do pozazdroszczenia.