Wideoweryfikacja i podejmowane z jej pomocą decyzje regularnie wywołują dyskusje i emocje. W ostatnim czasie nastąpiła jednak kumulacja, która sprawiła, że o systemie znów zrobiło się w Polsce głośno. Widzew Łódź wciąż nie może pogodzić się z odpadnięciem z Pucharu Polski po tym, jak sędzia - mimo wsparcia VAR - niesłusznie uznał wyrównującą bramkę dla Wisły Kraków, co w konsekwencji doprowadziło do przegranej później przez łodzian dogrywki. Kolejne sporne sytuacje przyniosła 23. kolejka PKO Ekstraklasy, a system i sposób korzystania z niego przez arbitrów krytykował trener Śląska Wrocław, Jacek Magiera. VAR na cenzurowanym. O tym problemie na co dzień się nie mówi Cierpliwość skończyła się też w Płocku, po tym, jak kolejny budzący wątpliwości werdykt sędziego pozbawił Wisłę zwycięstwa z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. Gol strzelony przez Oskara Tomczyka w końcówce spotkania nie został uznany, ponieważ arbitrzy dopatrzyli się faulu na wcześniejszym etapie akcji, jeszcze w środkowej części boiska. Mecz ostatecznie zakończył się remisem (2:2), a kolejna już sporna decyzja na niekorzyść płocczan przelała czarę goryczy. - W ostatnich trzech meczach aż pięć razy interwencje VAR przesądzały na niekorzyść Wisły Płock, gdzie często trzeba było odwijać nie wiadomo ile podań wcześniej. Czy spalony, czy nie spalony, czy faul, czy nie faul, ciągnęło się to w nieskończoność - grzmi w wywiadzie dla weszło.com prezes płockiego klubu, ale też były sędzia międzynarodowy, Piotr Sadczuk. Przy okazji były arbiter poruszył też ważny problem, o którym póki co zbyt często się nie mówi. - Sędziowie w erze VAR przestali podejmować samodzielne decyzje. Mają słuchawki w uszach, dostają szereg podpowiedzi, robi się plotkarski magiel. Faul, nie faul. Gwiżdż, nie gwiżdż. Wróć, nie wracaj. Daj kartkę, nie dawaj kartki. Dlatego w wielu meczach nie ma spójności w polityce prowadzenia zawodów. Bo jeżeli główny słyszy w uszach podpowiedzi asystentów, technicznego i VAR, to nie ma mowy o jednolitości - zauważa z goryczą, przypominając, że VAR miał być wykorzystywany głównie w sytuacjach ekstremalnych, a najlepsi sędziowie powinni potrafić podjąć decyzje samodzielnie i sięgać po weryfikację wyłącznie w ostateczności. Słusznie wskazuje, że często analizy danej sytuacji trwają naprawdę długo, wywołując u piłkarzy i kibiców złość i frustrację. "Coś jest nie tak z tymi interpretacjami". Centralny VAR rozwiązaniem problemu? I choć zdanie: "Wychodzi na to, że musimy wrócić do ery sprzed VAR" - prezes Wisły Płock wypowiada prowokacyjnie, przede wszystkim w celu wywołania dyskusji, podkreśla, że funkcjonowanie i korzystanie z VAR wymaga rzeczowego omówienia i usprawnienia. - Rzucam te słowa o zlikwidowaniu VAR-u, żeby naszła nas w środowisku refleksja, że nawet najlepsza technologia potrafi być szkodliwa. Nie daje się małpie brzytwy - tłumaczy i jako jedno z możliwych rozwiązań proponuje wprowadzenie... "centralnego VAR". - Najlepsi fachowcy siedzą w jednym miejscu i tam oceniają sporne sytuacje. Skomercjalizowanie rozmów też jest jakimś kierunkiem. Najważniejsze jednak, żeby na VAR nie odwijać sytuacji o kilkanaście podań w tył - dodaje w rozmowie z portalem. I zapowiada pilne konsultacje, między innymi z prezesem Pierwszej Ligi Piłkarskiej Marcinem Janickim czy wiceprezesem PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego Wojciechem Cyganem. W swoim niezadowoleniu nie jest osamotniony. W podobnym tonie wypowiadał się bowiem po spotkaniu Śląska z Widzewem Łódź trener wrocławian, Jacek Magiera. - Jest wiele kontrowersji, musielibyśmy cofnąć się do niejednej sytuacji. Utrudniamy sobie życie. Nie chcę na ten temat mówić. Jakby ten karny był przeciwko nam, to pewnie siedziałbym tutaj czerwony ze złości. Według mnie coś jest nie tak z tymi interpretacjami. Dzisiaj Widzew, wcześniej my, i tak to się kręci. Po prostu coś jest nie tak - mówił na pomeczowej konferencji.