- Przez ostatnie 20 minut piłkarze przebiegli więcej metrów niż przez wcześniejsze 70, które przespali - dodał Wdowczyk. - Nie tworzyliśmy sobie sytuacji, nie byliśmy wystarczająco blisko rywala, kiedy atakował. Zabrakło nam siły przebicia, agresji, charakteru. Na dodatek straciliśmy bramkę do szatni po dziecinnym błędzie Vukovicia. Później trzeba było gonić rywali - stwierdził szkoleniowiec Legii. - Po meczu każdy jest mądrzejszy, bo wie, jak się spotkanie potoczyło. Chcieliśmy wciągnąć Zagłębie na własną połowę. Junior, który grał cofniętego napastnika, za najbardziej wysuniętym Szałachowskim, miał stwarzać miejsce do kontrataku po odbiorze piłki przez pomocników w środkowej strefie boiska. Kontry nie wyglądały tak, jakbym sobie życzył. Zbyt mało osób angażowało się w te akcje. Co do personalnego ustawienia Roger usiadł na ławce, bo w ostatnich meczach nie błyszczał. Szansę dostał Tomek Kiełbowicz, którego gry nie chcę oceniać. Po stracie bramki musieliśmy zagrać ofensywniej, więc po przerwie weszli Marcin Burkhardt i Dawid Janczyk, a później Piotrek Włodarczyk. Zaryzykowałem wycofanie jednego obrońcy, by wprowadzić trzeciego napastnika. Remis był blisko - tłumaczył Wdowczyk.