PAP: Od kilku lat niemal każdy kolejny sezon Ekstraklasy był historyczny, ponieważ często wprowadzano nowy format rozgrywek, ale tym razem rzeczywiście mamy istotną zmianę. Po raz pierwszy od 1998 roku wystąpi 18 drużyn. Nie obawia się pan, że to wpłynie negatywnie na poziom i atrakcyjność rozgrywek? Marcin Animucki: - Przede wszystkim bardzo się cieszę, że wreszcie startuje sezon. Historyczny, bo po 23 latach wracamy do 18-zespołowej formuły. Wprowadzona zmiana wynika z decyzji podjętych przy reformie prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, ustalonej wraz z klubami. Wiedzieliśmy o tym już od półtora roku, jako spółka staraliśmy się jak najlepiej do tego przygotować. Z jednej strony - pod względem zmian w akcjonariacie, bo 92 procent akcji należało do 16 klubów. Teraz odbywa się proces redystrybucji tych akcji, aby wszystkich 18 akcjonariuszy miało tę samą liczbę głosów. Liczę, że w najbliższych dniach ten proces dobiegnie końca. Z drugiej strony kluby miały świadomość, że na większą liczbą klubów zostaną podzielone te same pieniądze. Okazało się, że mimo bardzo ciężkich warunków pandemicznych Ekstraklasa wygenerowała większe środki finansowe. Poinformowaliście niedawno, że kluby otrzymają łącznie 230 milionów złotych. - Pod tym względem wyglądamy całkiem nieźle, również na tle Europy, która często miała problemy z otrzymaniem wszystkich płatności od partnerów telewizyjnych czy sponsorów. My takich kłopotów nie mieliśmy. Nawet w najtrudniejszym sezonie, gdy zagraliśmy ostatnio tylko 30 kolejek, zrealizowaliśmy sto procent przychodów. To nie wszystko. Na koniec sezonu udało się, dzięki oszczędnościom i nieco większym wpływom także z transmisji międzynarodowych, wypłacić klubom dodatkowe pieniądze. Kilkanaście dni temu rada nadzorcza zatwierdziła budżet Ekstraklasy na nowy sezon. Rekordowy - przewidujemy 230 milionów złotych wypłaconych na 18 klubów. Oczywiście 44 procent jest dzielone po równo, poza tym duża część zależy od wyniku sportowego, jest też aspekt historyczny i dopłata do Pro Junior System. Przy okazji uchwalenia budżetu zapowiedzieliście, że być może ta kwota będzie jeszcze większa. Jest na to realna szansa? - W maju podpisaliśmy bardzo korzystne kontrakty z PKO Bankiem Polskim i Totalizatorem Sportowym, w ostatnich dniach doszły kontrakty z Aztorinem i marką STIHL, naszymi długoterminowymi partnerami. Do września planujemy kilka przedsięwzięć, które są dla nas ważne. Mamy nadzieję, że do tego czasu uda się ten budżet podwyższyć, abyśmy mieli jeszcze lepsze informacje dla klubów. To oczywiście przekłada się na aspekt sportowy. Ekstraklasa stała się od półtora roku, w tym okresie pandemicznym, stabilizatorem i poduszką bezpieczeństwa dla wszystkich klubów. Nikomu nie zagrażało widmo bankructwa, czego bardzo się obawialiśmy na początku pandemii. Kluby zacisnęły pasa, a pieniądze z Ekstraklasy były zawsze wypłacane w terminie, czasami nawet wcześniej. Mam nadzieję, że pozostaniemy na ścieżce dynamicznego rozwoju i tego, czego nam brakowało, czyli dobrych wyników w europejskich pucharach. Na razie wygląda to dość obiecująco, choć oczywiście na wnioski zdecydowanie za wcześnie. Czwartkowa wygrana na wyjeździe Śląska Wrocław z Araratem Erywań 4-2 w Lidze Konferencji była szóstym zwycięstwem z rzędu polskich klubów w tym sezonie rozgrywek UEFA. - To bardzo dobra informacja dla nas, kibiców, klubów. Miejmy nadzieję, że jak najwięcej drużyn wystąpi w rozgrywkach grupowych. Lech Poznań w poprzednim sezonie wskazał taką ścieżkę. Pokazał, że można wygrywać z ówczesnym liderem ligi belgijskiej i awansować do fazy grupowej. Nie udało się dotrwać do wiosny, ale jedna-dwie drużyny grające na poziomie Lecha z ubiegłego roku to są dodatkowe punkty do rankingu UEFA. A bardzo nam ich brakowało i trzeba ten ranking odbudowywać. Dobrą informacją dla Ekstraklasy są chyba również głośne transfery, jak przyjście do Górnika Zabrze Lukasa Podolskiego. - Obecne okienko transferowe jest jednym z najciekawszych w ostatnich latach. W naszej lidze zagra były reprezentant Niemiec, mistrz świata z 2014. To wpływa pozytywnie na postrzeganie nie tylko Górnika, ale całej ligi. Inne kluby też przeprowadzały ciekawe transfery, np. Mahir Emreli do Legii, Damian Kądzior do Piasta, Michał Pazdan do Jagiellonii czy Barry Douglas do Lecha. To wszystko wzmacnia Ekstraklasę i naszą pozycję na rynku międzynarodowym, czego doświadczamy też w kontekście sprzedaży praw na rynki zagraniczne. Mamy podpisane kontrakty telewizyjne na pokazywanie meczów poza granicami, kilka kolejnych jest w drodze. Ile nowych krajów dołączy do tej listy? - Jeżeli chodzi o nowe kraje, z którymi podpisywaliśmy w ostatnich tygodniach umowy, to dołączają one do tych terytoriów, gdzie pokazywaliśmy rozgrywki w poprzednich sezonach. Obecnie jest ich w sumie 23, tam będą pokazywane mecze polskiej Ekstraklasy w telewizji. Wierzę, że w następnych tygodniach dołączą kolejne kraje. Z drugiej strony najważniejszy dla mnie projekt to rozwój własnego serwisu OTT, czyli Ekstraklasa.TV. W ubiegłych dwóch latach docieraliśmy do widzów na całym świecie, teraz wdrażamy nową edycję tego serwisu. To przyszłość Ekstraklasy. Jesteśmy też włączeni w ciekawy projekt European Leagues związany ze sprzedażą praw (Animucki jest członkiem zarządu EL - PAP). Za niespełna miesiąc PZPN będzie miał nowego prezesa. W czasie kampanii wyborczej mówi się również o liczbie drużyn w Ekstraklasie. Nie brakuje głosów, że nie wszystkim podoba się powiększenie ligi. Czy myśli pan, że ten format może się nie utrzymać i wrócicie do 16 zespołów? - Decyzja o 18 drużynach zapadła jeszcze przed pandemią. Ja akurat byłem zdania, gdy ten kryzys nadchodził, że trzeba raczej akumulować kapitał, środki. I robić podobnie, jak planuje się w niektórych krajach, czyli raczej zmniejszać ligę. Niemniej jednak decyzje zostały podjęte, ja jestem wykonawcą woli klubów w tym zakresie. Staram się jak najlepiej to przygotować. Ułożyliśmy optymalny kalendarz, zmieściliśmy wszystkie kolejki do maja, żeby nie było problemów z przygotowaniami do nowego sezonu. Minusem jest to, że w przyszłym roku nasze drużyny zaczynają grać w pierwszym terminie w pucharach. Następny kalendarz będzie bardzo wymagający, bo musimy uwzględnić też mistrzostwa świata w Katarze, zaplanowane na koniec 2022 roku. Powoli zaczynamy koncentrować się na sprzedaży praw na lata 2023 plus. Dużo się dzieje na rynku mediowym, widać spore ruchy, jeżeli chodzi o zmiany właścicieli praw na kolejne lata. Naszymi stałymi partnerami są od dawna Canal Plus i TVP. Cieszymy się z tej współpracy, ale dostrzegamy też zainteresowanie ze strony rynku międzynarodowego. Powtórzę jednak, że jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy z naszymi partnerami telewizyjnymi, bo to nie tylko bardzo znaczące pieniądze, ale też duża rozpoznawalność i widownia. W nowym sezonie Ekstraklasa powinna być atrakcyjniejsza dla waszych partnerów, bo kibice wrócą w większej liczbie na trybuny. - Pamiętam, jak w maju 2020 roku byliśmy jedną z pierwszych lig, która ruszała po pandemii, a wkrótce potem byliśmy jedną z pierwszych, która wpuściła kibiców na stadiony. Mieliśmy dobrze przygotowane protokoły organizacyjne. To się oczywiście zatrzymało w październiku, ale gdy kończyła się trzecia fala, znów byliśmy gotowi na wpuszczenie kibiców. Ostatnią kolejkę mogło obejrzeć 25 procent pojemności trybun. Teraz będziemy mieć 50 procent plus osoby zaszczepione. Mamy przygotowane odpowiednie procedury zatwierdzone przez Zespół Medyczny PZPN. Niemniej jednak zobaczymy, jak sytuacja będzie wyglądać we wrześniu. Bo, jak widać na świecie, to jeszcze nie jest koniec bardzo trudnej walki z koronawirusem. Czy, mimo różnych obaw, jest szansa, że uda się przeprowadzić rozgrywki bez przerw? - Zespół medyczny PZPN wydał właśnie konkretne przepisy dla klubów, jak to ma wyglądać w nowym sezonie. Będziemy preferować model, żeby żadne mecze nie były przekładane, ponieważ dzięki dostępnym szczepieniom każdy ma szansę uchronić się przed wirusem. Od 2013 roku zdarzyło się tylko dwa razy, że mistrzem Polski nie została Legia. Czy według pana inne kluby, dzięki wsparciu finansowemu z Ekstraklasy, mogą próbować ją dogonić, czy raczej wciąż będziemy świadkami takiej dominacji jednej drużyny jak np. w Bundeslidze? Oczywiście, jeżeli chodzi o Legię, ma dużą przewagę pod względem rozpoznawalności marki. Również ważne jest miejsce rozgrywania meczów, bo Warszawa to metropolia i ma bardzo duży potencjał. Niemniej jednak są kluby, które dzisiaj bardzo stawiają na rozwój i szkolenie młodzieży. Widać to choćby po Lechu Poznań. Niebawem zapewne zobaczymy też efekty szkolenia w Cracovii, Pogoni, Jagiellonii. W drodze po nowe akademie są Wisła Kraków, Śląsk czy Lechia. Myśli pan, że to wystarczy? - MTo może być klucz do sukcesu. My jako Ekstraklasa bardzo włączamy się w procesy związane z infrastrukturą, ale też szkoleniem sztabów. Jeszcze przed pandemią organizowaliśmy zajęcia dla dyrektorów akademii, szefów skautingu i szefów szkolenia klubów Ekstraklasy. Byli przedstawiciele znanych europejskich klubów, jak Anderlecht i Ajax. Szkolenie wychowanków i stawianie na młodzież może przynieść same korzyści. Bo to nie tylko sukces sportowy, ale też finansowy. Transfery z Polski za kilka milionów euro mogą ustabilizować sytuację finansową klubów. Coraz więcej z nich ma profesjonalne bazy, nie tylko dla drużyny seniorów. I to działających cały rok, bo są hale pneumatyczne. Ministerstwo Sportu zainicjowało wspólnie z nami projekt zadaszonych boisk. Korzystają z tego również niższe klasy. Cegiełka po cegiełce kluby umacniają swoje pozycje. Mamy przykład Rakowa czy Pogoni - fajne połączenie doświadczenia i młodzieży, zdolni trenerzy. W ten sposób można sprawić niespodziankę. Rozmawiał Maciej Białek bia/ krys/