O ile w starciach z Wartą Poznań Lech radzi sobie znakomicie, wygrywa z nią derby zawsze i wszędzie, to Stal Mielec jest tu na drugim biegunie. Zespół z Podkarpacia ma podobne możliwości do Warty, a jednak w starciach z "Kolejorzem" punktowała dotąd aż miło. Ledwie raz w sześciu pojedynkach poznaniacy byli w stanie zdobyć trzy punkty, a przecież ostatnio mielczanie prezentowali się całkiem dobrze. Co prawda głównie na swoim stadionie, ale przecież przy Bułgarskiej triumfowali już dwa razy. Lech ma problemy, brakuje pomysłu na grę. Podobnie było i w meczu ze Stalą Lech zaś nie zachwyca i w Poznaniu coraz częściej pojawiają się pytania, czy John van den Brom jest właściwą osobą na stanowisku szkoleniowca. Holender bardzo dobrze radził sobie w sytuacji, gdy "Kolejorz" łączył grę w lidze z pucharami, mądrze rotował składem. W europejskich zmaganiach Lech był zwykle tą drużyną broniącą się, doskonale potrafił przechodzić z obrony do ataku. W zmaganiach krajowych, gdy jest zmuszony do ataku pozycyjnego, wychodzą jednak braki taktyczne w grze drużyny i brak jakiegoś konkretnego pomysłu na dane spotkanie. Lech jakoś punktuje, ale przecież też kadrowo dominuje niemal nad każdym rywalem w Ekstraklasie. Podobnie było i w sobotni wieczór - Stal Mielec bardzo mądrze się broniła, gospodarze grali zaś znów ślamazarnie i przewidywalnie. Zbliżali się do pola karnego i zaczynali klepać w poprzek boiska. Goście zaś, jak się można było spodziewać, szukali okazji do kontrataków, wykorzystywali też stałe fragmenty. Gdy upłynął pierwszy kwadrans, Koki Hinokio starał się zaskoczyć Bartosza Mrozka uderzeniem z dystansu i był bliski powodzenia. Mielczanie dopięli swego chwilę później - Ilja Szkurin idealnie zagrał w uliczkę do Macieja Domańskiego, ten uciekł Filipowi Dagerstålowi i przerzucił futbolówkę nad Mrozkiem. Velde i Marchwiński odmienili spotkanie. Kapitalny występ duetu z Lecha Poznań Po 30 minutach w statystykach strzałów Stal miała dwójkę, Lech - zero. Chwilę później miał zaś dwie dokonane zmiany, Dino Hotić już wcześniej doznał kontuzji mięśniowej, Michał Gurgul został zmieniony taktycznie, choć on przy golu nie zawinił. "Kolejorz" przeszedł jednak na ustawienie z czterema obrońcami, w którym lepiej się czuje. Lechowi gra się nie kleiła, ale gdy brakuje taktyki, decydują indywidualności. A te Lech miał w osobach Filipa Marchwińskiego i Kristoffera Velde. W 37. minucie Velde z Marchwińskim i Afonso Sousą idealnie rozegrali akcję w trójkącie, Norweg znalazł się sam przed Mateuszem Kochalskim i go pokonał. Nie minęły trzy minuty, a już Lech prowadził. Velde kapitalnie oszukał na zamach Michała Trąbkę, a później uderzył w kierunku bramki. Kochalski ten strzał odbił, ale świetnym refleksem i techniką popisał się Marchwiński. Mało tego - młodzieżowiec Lecha w kolejnej akcji zagrał na głowę Norwega - tym razem piłka trafiła w słupek. Nieskuteczny Lech, ambitna Stal. Wielkie emocje do samego końca Lech w drugiej połowie wrócił do gry ospałej, żwawiej do ataku ruszał stosunkowo rzadko. Stal też nie była w stanie jakoś poważniej zagrozić Mrozkowi, tempo tego spotkania wyraźnie spadło. Choć Lech dwie okazje miał - najpierw w 58. minucie strzał Szymczaka obronił Kochalski, zaś dobitka Velde poleciała tuż nad poprzeczką, a 10 minut później Sousa nie wykończył dobrze podania Szymczaka. Stal nie miała już nic do stracenia, ryzykowała coraz bardziej. To powodowało, że w ostatnim kwadransie Lech miał kilka szans, by zamknąć to spotkanie. Na potęgę pudłowali jednak Szymczak i Sousa, zaś strzał Radosława Murawskiego, mimo rykoszetu, kapitalnie obronił Kochalski. Gospodarze nie mogli być niczego pewni, jedna akcja Stali mogła znów wszystko zmienić. Mielczanie nie mogli wejść z piłką w pole karne, próbowali więc z dystansu. Nieźle uderzał choćby Domański, trochę jednak brakowało. A najbliżej był chyba w 93. minucie Matthew Guillaumier - uderzył z ok. 10 metrów po świetnym przyjęciu, nieznacznie się pomylił. I Lech jakoś, marnując kolejne szanse, dotrwał z prowadzeniem 2:1 do samego końca i ostatniego gwizdka sędziego Karola Arysa.