Korona nie ma szczęścia do spotkań z Lechem na jego stadionie - nigdy w Poznaniu nie wygrała, nie strzeliła nawet bramki. W piątek kielczanie próbowali ograć Lecha tą samą bronią, którą zastosował na początku sezonu Górnik Zabrze, czyli bardzo agresywną grą. Różnica była taka, że Górnik często atakował, a Korona schowała się za podwójną gardą. Trener gości Leszek Ojrzyński zapewniał, że taka taktyka była celowa. - W pierwszej połowie cofnęliśmy się specjalnie, a mimo tego mieliśmy sytuację dwustuprocentową i mogliśmy prowadzić. W drugiej połowie byliśmy zdecydowanie lepsi, a straciliśmy gola - stwierdził Ojrzyński i swoimi słowami wprowadził w takie osłupienie dziennikarzy, że nie byli w stanie zadać mu choćby jednego pytania. Mocniej stąpał po ziemi Vuković. - To nowe uczucie, bo od dłuższego już czasu nie przegrywaliśmy. Na pewno lepiej się człowiek czuje, gdy wygrywa, ale ten wynik też trzeba umieć przyjąć z godnością. Przegraliśmy po walce, o wszystkim zadecydowały detale, ale Lech wygrał zasłużenie - stwierdził Vuko. Szkoleniowiec Lecha Jose Maria Bakero gratulował swoim podopiecznym. - To był bardzo, bardzo trudny mecz, grany po powrocie piłkarzy z reprezentacji. Nie jest łatwo grać w takim szarpanym spotkaniu, gdy jest mnóstwo przerw po faulach i kontuzjach. W pierwszej połowie zagraliśmy bardzo dobrze taktycznie, w drugiej pokazaliśmy ducha walki. Dzięki temu wygraliśmy - powiedział Bask. Niespodzianką w składzie Lecha było pojawienie się Luisa Henriqueza, który dopiero w czwartek wieczorem wrócił z Ameryki. Prosto z lotniska został odwieziony na zgrupowanie drużyny, a po meczu spieszył się do domu. Jego bagaż był jeszcze oblepiony lotniskowymi naklejkami. Do tej pory Bakero nie wystawiał do gry piłkarzy po takich podróżach. - Wrócił tym razem w pierwszej klasie, w bardziej komfortowych warunkach. To może śmieszne, ale bardzo ważne. wahałem się, czy wystawić Henriqueza czy Kamińskiego, ale Marcin miał jeszcze mniej czasu na odpoczynek po ostatnim meczu, który grał we Włoszech - zdradził trener Lecha. Piłkarze Korony nie mogli pogodzić się z częstym karaniem ich przez sędziego Roberta Małka. Arbiter ze Śląska pokazywał gościom żółty kartonik aż sześć razy - dwukrotnie ta przykrość spotkała Macieja Korzyma. Napastnik Korony, a także Paweł Sobolewski i Vlastimir Jovanović nie wystąpią w kolejnym spotkaniu z Zagłębiem Lubin - wszyscy zobaczyli czwarte upomnienia w sezonie. - Od początku sezonu gramy agresywnie, ale nie brutalnie. Nie mamy zamiaru nikomu krzywdy zrobić, też jesteśmy ludźmi. Chcemy tylko na przeciwniku wywołać presję - mówił po meczu Korzym. Vuković obejrzał kartkę za próbę wymuszenia rzutu karnego - rzeczywiście, Siergiej Kriwiec zahaczył rywala ręką, ale ten ruch nie był w stanie wywołać tak efektownego upadku piłkarza Korony. - Symulowania nie było. Mogę zrozumieć, że sędzia nie podyktował karnego, bo to chyba był faul nie karnego, a taki, co się gwiżdże dalej od bramki, ale zostałem uderzony w brzuch. Sędzia przesadził, podobnie jak z kilkoma innymi kartkami - złościł się serbski pomocnik Korony. - Jesteśmy chyba skazani na tak częste karanie, bo ktoś nam przykleił łatkę brutali. I to się nie zmieni, jeżeli niektórzy ludzie nie zaczną rzetelniej analizować wydarzeń. Jakoś nie przypominam sobie, by ta brutalna Korona sfaulowała kogoś tak, by musiał zejść z boiska. Nam już dwukrotnie zdarzyło się, że chłopaków zawieziono do szpitala - skarżył się Vuko. Lech i Korona mają po 19 punktów po 10 kolejkach - poznaniacy wyprzedzają kielczan lepszą różnicą bramek. Poznaniacy w najbliższych trzech tygodniach mają bardzo ciekawych rywali - zagrają na wyjeździe z Lechią Gdańsk, później w Poznaniu z Legią i wreszcie na wyjeździe zmierzą się z Polonią Warszawa. - Dobre wyniki mogą nas ustawić wysoko w tabeli - zauważa kapitan "Kolejorza" Grzegorz Wojtkowiak. Koronie będzie łatwiej o zdobycze, bo gra z zespołami z dołu tabeli - w Lubinie z Zagłębiem, a później w Kielcach z ŁKS i GKS Bełchatów. - Po 10 meczach mamy 19 punktów, czyli tyle samo co drużyna, która w swój zespół włożyła kilka milionów złotych. I robi to co okienko transferowe. Nie ma więc na co narzekać - podsumował Vuković.