Dyskutuj na blogu! Trenerów zagranicznych w polskiej piłce było już niemało. W odróżnieniu od dotychczasowych, Wisła wreszcie nie wzięła fachowca przeterminowanego, czy bezrobotnego. Przy całym szacunku dla poprzedniego Holendra w naszym futbolu - Leo Beenhakkera, ale gdy ten szkoleniowiec obejmował reprezentację Polski, lata świetności dawno miał za sobą. Z kolei Jose Mari Bakero, który z powodzeniem buduje wielką Polonię Warszawa, był bezrobotnym zanim go wynalazł i zatrudnił klub Józefa Wojciechowskiego. Tymczasem Robert Maaskant nie był trenerem niechcianym w wielkim świecie. Wręcz przeciwnie, ceniono go w lidze holenderskiej, a jego NAC Breda z dziurawym budżetem radziła sobie całkiem dobrze (w minionym sezonie 10. miejsce, a rok wcześniej - ósme). - Wisła miewała niezłe występy w europejskich pucharach, ale dręczył ją stygmat braku awansu do Champions League. To się ma teraz zmienić - podkreśla Bogdan Basałaj. Zapytaliśmy holenderskiego trenera o to, jakim cudem z polskim klubem, który właśnie został ograny przez Azerów z Karabach Agdam, chce awansować do Ligi Mistrzów, skoro nie udało się to nikomu od 15 lat, a reprezentacja Polski w ostatnich dwóch meczach straciła dziewięć goli nie strzelając żadnego. - Reprezentacja Polski, to nie mój problem. Natomiast wiem, że awans do Ligi Mistrzów nie będzie łatwym zadaniem, ale jeśli się uda, podniesie się prestiż całej polskiej piłki - podkreśla Maaskant. Szkoleniowiec z Bredy, w odróżnieniu od Winfrieda Schaefera, którego sprowadzenia Wisła była w marcu, nie zamierza przyciągnąć za sobą sztabu współpracowników. Zaufał trenerom, których mieli u boku Henryk Kasperczak i Tomasz Kulawik. - Nie było sensu ich zmieniać, oni przecież najlepiej znają piłkarzy - uzasadnia nowy szef sztabu szkoleniowego. Trener Maaskant sprawia wrażenie takiego, który chce zawojować świat. Potrafi się też politycznie wypowiadać. - Co mnie przekonało do pracy w Polsce? Wystarczyła jedno - usłyszałem nazwę klubu - powiedział Robert Maaskant i za to zdanie u kibiców Wisły już będzie miał zielone światło. Najważniejsze jednak, by miał je, i to na długo, u właściciela klubu Bogusława Cupiała. W cztery lata historia zatoczyła koło. Prezes Cupiał miał już w 2006 r. świetnego zagranicznego fachowca na ławce trenerskiej. Nazywał się Dan Petrescu. Był tylko jeden problem - Petrescu (podobnie jak Maaskant) nie mówił po polsku, więc właściciel nie mógł z nim porozmawiać, pobiesiadować. Wystarczył jeden i trzeci telefon od piłkarzy: "Prezesie, niech nas pan ratuje, bo ten Petrescu nas zamorduje treningami" i już było po Danie w Krakowie. Dlatego nadeszła najwyższa pora, aby powozem "Wisła Kraków" sterował woźnica (czytaj: trener), a nie zaprzęgnięte przez niego konie (czytaj: piłkarze). Bez względu na to, jakie w najbliższych miesiącach będą wyniki i opinie szatni. Czytaj również: Maaskant: Odzyskać tytuł i awansować do Ligi Mistrzów Trenerzy Wisły Kraków w erze Tele-Foniki Wojciech Łazarek (1997-98) Jerzy Kowalik (1998) Franciszek Smuda (1998-99) Jerzy Kowalik (1999) Marek Kusto (1999-2000) Wojciech Łazarek (2000) Adam Nawałka (2000) Franciszek Smuda (2001-2002) Henryk Kasperczak (2002-2004) Werner Liczka (2005) Jerzy Engel (2005) Tomasz Kulawik (2005) Dan Petrescu (2006) Dragomir Okuka (2006) Adam Nawałka (2007) Kazimierz Moskal (2007) Maciej Skorża (2007-2010) Henryk Kasperczak (2010) Tomasz Kulawik (2 tygodnie w sierpniu 2010) Robert Maaskant (od 23 sieprnia 2010).