Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa po raz trzeci z rzędu został trenerem roku w plebiscycie tygodnika "Piłka Nożna". Inaczej niż w latach 2020-21, gdy zdobył go samodzielnie, w wyborach za rok 2022 tytuł podzielił z innym szkoleniowcem - chodzi o Czesława Michniewicza, który po 36 latach przerwy awansował z reprezentacją Polski do fazy pucharowej mundialu. Wygasający z końcem roku, kontrakt Michniewicza z PZPN nie został przedłużony i na selekcjonerskim stołku powstał vacat. Wielu zwolenników miała kandydatura właśnie Papszuna, który objął Raków w II lidze, a dziś jest z nim na szczycie tabeli Ekstraklasy i pewnie zmierza po pierwszy mistrzowski tytuł w historii klubu. Tygodnik "Piłka Nożna" zawsze przeprowadza wywiady z laureatami, nie inaczej było z trenerem Rakowa. W rozmowie nie mogło zabraknąć wątku reprezentacyjnego: - Powiedziałem niedawno, że jestem już gotowy objąć tę funkcję i popracować z drużyną narodową. Ale mam też świadomość, że otrzymanie takiej nominacji bywa efektem zgrania się w czasie wielu okoliczności. Zawsze przytaczam przykład Henryka Kasperczaka, wybitnego polskiego trenera, z sukcesami również zagranicą, który nigdy nie został selekcjonerem, choć niewątpliwie zasługiwał. Po prostu - okoliczności nie ułożyły się dla niego korzystnie. Dlatego jestem świadom, że może to również stać się i moim udziałem. To oczywiście nie jest sprawa życia i śmierci, ale jednak ważna - powiedział Marek Papszun. Szkoleniowiec odniósł się również do planów rychłego zakończenia kariery trenerskiej, o czym wspominał już w przeszłości: - Satysfakcja z pracy zawodowej to jedno, ale są też rykoszety. Pamiętam dobrze dlaczego rozpadł się mój pierwszy związek. Staram się wyciągać wnioski. Wiem, że muszę w końcu poświęcić więcej czasu żonie, córce. Wiem, że były zaniedbania. Dlatego staram się dbać o relacje z najbliższymi, a to nie jest łatwe w tym fachu. Najświeższy przykład - byliśmy trzy tygodnie z Rakowem na zgrupowaniu w Turcji, po powrocie Gala "Piłki Nożnej", za chwilę już był wyjazd na kolejne zgrupowanie do Uniejowa. Zazdroszczę trenerom, którzy mówią, że są osiem godzin w pracy, a potem wracają do domu i odcinają się od wszystkiego. Ja w ten sposób nie potrafię, moja głowa pracuje nieustannie. Z powyższych słów wynikałoby, że koniec trenerskiej przygody Papszuna musi być naprawdę bliski. - Nie precyzując dokładnie daty, podtrzymuję to, co powiedziałem. Taki faktycznie jest plan. Tyle że zawsze może zdarzyć się coś nieoczekiwanego. Nastąpi na przykład tak korzystna konfiguracja, że zwyczajnie szkoda byłoby nie wykorzystać szansy. Dlatego powtarzam: w porozumieniu z żoną, rodziną, podjąłem decyzję o stosunkowo rychłym odejściu z zawodu, ale... zobaczymy co się wydarzy. Wracając do tematu selekcjonerskiego, PZPN po raz kolejny postawił na trenera zagranicznego. Czy to jakoś boli Marka Papszuna, który z racji posiadanego paszportu jest przecież przedstawicielem "polskiej szkoły trenerskiej"? - Ja nie mam żadnych kompleksów. Nie jest jednak tak, że pozostaję wrogo nastawiony do trenerów przyjeżdżających do Polski. Tyle że chciałbym, by wnosili nową jakość, żebyśmy dzięki nim gonili świat, żeby merytorycznie byli na topowym poziomie, wówczas ma to sens. Żeby było z nimi podobnie jak z piłkarzami zagranicznymi. Raków Częstochowa jest zdecydowanym liderem Ekstraklasy i ma siedem punktów przewagi nad Legią Warszawa. W kolejnym meczu ligowym zawodnicy trenera Marka Papszuna w piątek o godz. 18 zagrają ze Stalą w Mielcu. Czy brak mistrzostwa Polski w sezonie 2022/23 będzie dla częstochowian klęską? - Klęska? Mam nieco inne zdanie, wciąż pamiętam jakie jest nasze "pochodzenie".(...) Dziś znając przewagę punktową i wiedząc, jaką pracę wykonaliśmy na obozie, zgodziłbym się z tym, że brak tytułu byłby zawodem - kończy Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa. Maciej Słomiński, INTERIA