Dla Korony Kielce był to już dziesiąty mecz bez zwycięstwa, licząc także Puchar Polski. Tak fatalna seria spowodowała rewolucję w sztabie trenerskim, pracę stracił Leszek Ojrzyński. W Poznaniu debiutował w roli szkoleniowca Kamil Kuzera, ale przez 70 minut oblicza zespołu nie był w stanie odmienić. Nadal była to drużyna tylko broniąca się, licząca na szczęście i w defensywie, i w ofensywie. Inna sprawa, że bardzo długo Korona to szczęście przy Bułgarskiej miała. Aż wreszcie do szczęścia postanowiła dołożyć coś w ofensywie i końcówka starcia przy Bułgarskiej byłą jedną z bardziej emocjonujących w ostatnim czasie. Korona "męczyła" Lecha w Poznaniu. Choć zwykle przegrywała Generalnie "Kolejorzowi" niemal zawsze wiodło się w starciach z kielczanami, tymi na swoim stadionie, bardzo dobrze. Z 16 spotkań w lidze Lech wygrał aż 11, przegrał tylko raz, 0-1 w kwietniu 2018 roku. To wtedy "Kolejorz" był liderem i głównym kandydatem do mistrzowskiego tytułu, a porażka z Koroną była początkiem końca w klubie Nenada Bjelicy, zwolnionego miesiąc później. Tyle że w ostatnich sezonach przed spadkiem Korony, Lech przeważnie wygrywał, ale po wielkich mękach. Tym razem poznaniacy chcieli to spotkanie rozstrzygnąć jak najszybciej. Atakowali Koronę pressingiem już w jej polu karnym, więc dość szybko goście zaczęli wybijać piłkę byle dalej. W Lechu nie było bohaterów czwartkowego starcia z Villarrealem, skrzydłowych Michała Skórasia i Kristoffera Velde, nowy był też środek defensywy i większość środka pola. Ten "nowy" zespół Johna van den Broma radził sobie jednak dobrze, jedynym mankamentem był brak wykończenia akcji. Masa strzałów Lecha, skuteczność - fatalna Tych "Kolejorz" miał bowiem wiele, przed przerwą gospodarze oddali aż 17 strzałów! Już w 3. minucie niecelnie uderzył Afonso Sousa, po chwili celnie zaś wracający do składu Joao Amaral, ale Marcel Zapytowski efektowną paradą odbił piłkę na rzut rożny. Starszy z Portugalczyków był bardzo aktywny, kilkakrotnie bramkarz Korony musiał interweniować. Dwie świetne okazje miał Mikael Ishak - najpierw z 16 m strzelił bardzo słabo, w 26. minucie po kapitalnym podaniu Sousy zmarnował sytuację sam na sam. Później Zapytowski wybił kapitalną bombę z ponad 20 m w wykonaniu Pedra Rebocho. Po 30 minutach statystyka strzałów wynosiła 11-0 na korzyść Lecha, Korona w ofensywie nie istniała. Aż chwilę później kielczanie... cieszyli się z gola! Wystarczył jeden stały fragment gry, by po dośrodkowaniu Ronaldo Deaconu, Bartosz Śpiączka zdołał zgrać piłkę głową na drugi słupek, a tam Miłosz Trojak wpakował ją do siatki. Niespodziewana radość gości trwała dwie minuty - tyle czasu VAR sprawdzał, czy Śpiączka był na spalonym. Gol został jednak anulowany, a za chwilę... cieszyli się poznaniacy. Po strzale Citaiszwiliego Trojak zagrał piłkę ręką, więc Bartosz Frankowski podyktował rzut karny dla Lecha. Wykorzystał go Ishak i Lech zasłużenie prowadził. Zobacz tabelę PKO Ekstraklasy: Lech punkt za podium. A Korona? Drugi gol Lecha, karny dla Korony i... nagła zmiana sytuacji! Drugą połowę Lech też rozpoczął z rozmachem. Już w drugiej minucie po przerwie kolejną okazję zmarnował Ishak, ale po chwili błąd popełnił debiutujący w Ekstraklasie Dawid Więckowski. Źle przyjął piłkę wybitą przez Zapytowskiego, przejął ją Rebocho, zagrał do Amarala, a ten zza pola karnego uderzył do bramki. Lech więc prowadził już 2-0 i choć - podobno - to "niebezpieczny wynik", nic nie wskazywało, by coś się tu miało zmienić. Zwłaszcza, że nic nie wskazywało na jakąkolwiek zmianę. Tymczasem w 53. minucie Korona dostała rzut karny, po zagraniu ręką Jespera Karlströma, a Jakub Łukowski zdobył kontaktową bramkę. Lech jednak nadal przeważał, nie schodził z polowy Korony, ale nie potrafił udowodnić tego trzecim trafieniem. Korona zaś po 70. minucie wreszcie zaczęła grać wysokim pressingiem, przestała się bać Lecha. I to był klucz do jej sukcesu! Drugi karny dla Korony, dwa słupki w jednej akcji! Najpierw "Kolejorza" postraszył Jacek Podgórski - jego strzał trafił jeszcze w Filipa Dagerstala, ale Bednarek zdołał wybić piłkę palcami poza boisko. Po chwili nie miałby nic do powiedzenia, gdyby po rogu Piotr Malarczyk trafił w bramkę - pomylił się nieznacznie. Wreszcie w 79. minucie Frankowski uznał, że Sousa został sfaulowany przez Marcina Szpakowskiego w swoim polu karnym. Tyle że było... odwrotnie. Podpowiedź VAR sprawiła, że kielczanie stanęli przed drugą szansą z 11 metrów! Tym razem do piłki podszedł Podgórski - uderzył inaczej niż Łukowski, w lewy róg bramkarza, a piłka pod łokciem Bednarka wpadła do siatki. Lech był już wtedy zupełnie zagubiony w defensywie, obrońcy nie byli asekurowani przez środkowych pomocników, a Korona nie zwalniała tempa. W 83. minucie Bednarek obronił strzał Łukowskiego, dobitka Deaconu trafiła w słupek, a kolejne dobitka Łukowskiego - w drugi słupek! Coś niesamowitego, jakiego pecha mieli goście. Filip Szymczak królem doliczonego czasu Analizy VAR, kontuzje, trzy rzuty karne, a przecież sędziowie rozpatrywali jeszcze, czy w 87. minucie Antonio Milić nie faulował Adama Deję - to wszystko sprawiło, że sędzia Frankowski doliczył co najmniej dziewięć minut. Lech znów atakował całym zespołem, Zapytowski obronił strzał Filipa Szymczaka, ale w 93. minucie "Kolejorz" jednak dopiął swego. Z prawej strony dorzucił piłkę Alan Czerwiński, a Szymczak głową umieścił ją w siatce. Cudem, ale jednak Lech zdołał wyrwać Koronie trzy punkty.