Maciej Słomiński, Interia: Czy spadł panu kamień z serca, gdy na sam koniec rundy jesiennej udało się drużynie Lechii Gdańsk wyjść ze strefy spadkowej Ekstraklasy? Paweł Żelem, prezes zarządu Lechii Gdańsk: - Był to kluczowy cel na ostatnią fazę rundy. Oczywiście, że lepiej spędzić zimę poza strefą spadkową, daje nam to nieco dodatkowego oddechu. Natomiast patrzymy do przodu, w górę tabeli. Mamy zdecydowanie większe aspiracje i możliwości niż wyniki, które osiągnęliśmy jesienią, a pracujemy już nad tym, by zespół został wzmocniony i do rundy rewanżowej przystąpił silniejszy. Jaka jest pana diagnoza obecnej pozycji Lechii w tabeli? Dlaczego po dobrym poprzednim sezonie ten jest wynikowo słaby? - Na naszą sytuację złożyło się kilka czynników. Za punkt zwrotny, jeśli chodzi o mentalność zespołu, można uznać mecz rewanżowy z Rapidem Wiedeń w eliminacjach Ligi Konferencji. Byliśmy o krok od awansu, pojawiły się duże kontrowersje, jeśli chodzi o decyzje sędziów, niestety na naszą niekorzyść. Spowodowało to swego rodzaju "tąpnięcie", wpadliśmy w wir gorszych wyników. Poza tym widzimy od lat, że wielkim wyzwaniem dla drużyn występujących w eliminacjach jest łączenie rozgrywek europejskich i ligowych. Nie mam jednak zamiaru nas usprawiedliwiać, bo widząc, że drużyna stanęła w miejscu, katastrofalnie wyglądała pod względem fizycznym, to postanowiliśmy zareagować i dokonać zmian w sztabie. One były konieczne. Jak pan diagnozuje przyczyny niskiej frekwencji na jesień na gdańskim stadionie? Co klub zamierza zrobić, żeby była wyższa? - Nie ma się co oszukiwać, największy wpływ na tę sytuację miały wyniki zespołu. Naszą rolą jest budowanie społeczności wokół Lechii Gdańsk, niezależnie od rezultatów, widzimy tu pole do szerszego działania. Piłkarze są aktywni, jeśli chodzi o rożnego rodzaju akcje marketingowe, planujemy kolejne inicjatywy na najbliższe tygodnie, będziemy stale zwiększać naszą aktywność i widoczność, zarówno w Gdańsku, jak i okolicach. Od kilku miesięcy intensywnie pracuje nad tym wiceprezes zarządu Agnieszka Syczewska wraz ze swoim zespołem. Chcemy doceniać naszych najwierniejszych fanów, dlatego zorganizowaliśmy spotkanie z posiadaczami karnetów po zakończeniu rundy. Mogli porozmawiać z piłkarzami, zwiedzić stadion. Atmosfera była bardzo pozytywna. Tego typu wydarzeń będzie więcej. Jaka jest dziś rola Adama Mandziary, który we wrześniu zrezygnował z roli przewodniczącego rady nadzorczej? Czy wciąż bierze udział w codziennym życiu Lechii Gdańsk?- Adam Mandziara wycofał się z bieżącego życia klubu w momencie swojej rezygnacji z zasiadania w Radzie Nadzorczej Spółki. Oczywiście nadal interesuje się naszą sytuacją, rozmawiamy ze sobą, jest to całkowicie normalne. Dziś spogląda na Lechię Gdańsk z poziomu większościowego akcjonariusza. Na jakim etapie jest proces sprzedaży klubu, o którym głośno było latem? Czy temat już całkowicie umarł? - Kwestie ewentualnych rozmów z potencjalnymi kontrahentami są w gestii większościowego udziałowca, który bardzo poważnie podchodzi do przyszłości Lechii Gdańsk, o czym wielokrotnie była mowa. Klub ma stabilne fundamenty ekonomiczne, wszystko jest odpowiednio poukładane w tej sferze. Jako zarząd jesteśmy odpowiedzialni za bieżące, operacyjne prowadzenie spraw spółki oraz realizację celów, które zostały przed nami postawione. Jak udało namówić się Sławomira Czarnieckiego do wejścia do rady nadzorczej spółki Lechii Gdańsk SA?- Był to efekt kilkutygodniowych rozmów. Mamy zbieżne wizje rozwoju sportowego Lechii Gdańsk, dlatego jestem bardzo zadowolony, że Sławomir Czarniecki zgodził się na współpracę. Tak naprawdę już od dłuższego czasu, choć mniej formalnie, współpracowaliśmy na kilku płaszczyznach. Teraz już ta współpraca ma oficjalne ramy. Chcemy czerpać z jego bogatego, wieloletniego doświadczenia. Zgodnie z rolą, do jakiej został powołany, będzie nadzorował i doradzał w tych obszarach, na których zna się doskonale. Mowa tu przede wszystkim o kwestiach rozwoju sportowego czy też szkoleniu młodzieży. Z pewnością wydatnie pomoże nam już od zimowego okna transferowego, bo zdajemy sobie sprawę, że w drużynie potrzebnych jest kilka korekt. Trener Marcin Kaczmarek mówił, że planujecie 3-4 transfery. Kiedy dowiemy się o konkretach?- Teraz wszyscy żyją mundialem, natomiast my prowadzimy już oczywiście prace w tym obszarze. Potrzebujemy i szukamy zawodników z odpowiednią jakością i mentalnością. Chcemy wpuścić do Lechii Gdańsk trochę świeżej krwi i nie uciekniemy przed naturalnym procesem przebudowy składu. Jednocześnie uważnie obserwujemy rozwój naszych zawodników, stąd chociażby decyzja o skróceniu wypożyczenia Jana Biegańskiego z GKS Tychy. Jaki jest pomysł na zawodników, którym po sezonie kończą się kontrakty? Czy z częścią rozstaniecie się już teraz?- Jesteśmy w trakcie analizy sytuacji poszczególnych zawodników. Trener Marcin Kaczmarek ma swoje przemyślenia odnośnie do kształtu kadry. Pracujemy nad tym, by na zimowe zgrupowanie w Turcji poleciała kadra, która będzie walczyć o punkty w rundzie wiosennej. Można gdybać, ale czy z perspektywy czasu niektóre ruchy personalne w letnim oknie transferowym mogły być inne? Sprzedaż zawodników, którym kończą się po sezonie kontrakty, a np. zatrzymanie Josepha Ceesaya? Wcześniejsze sprowadzenie De Kampsa, wcześniejsze zatrudnienie Marcina Kaczmarka itd.? - Przede wszystkim kadra była zbyt szeroka, o czym mówił również nasz poprzedni trener. Wiedzieliśmy doskonale, które pozycje wymagają wzmocnień, natomiast nie jest sztuką sprowadzać piłkarzy "na ilość". Poszukiwaliśmy zawodników na konkretne pozycje, z odpowiednimi parametrami. Takim graczem był chociażby Joeri De Kamps. W jego przypadku problemem na początku były wygórowane wymagania Slovana Bratysława co do kwoty odstępnego oraz agencji reprezentującej interesy zawodnika. Z czasem one się mocno zmieniły i stały się dla nas osiągalne. Patrząc jednak na naszą kadrę możemy powiedzieć, że na pewno aspiracje i możliwości są duże większe niż miejsce, które zajmujemy obecnie w tabeli. Jeśli chodzi o trenera, to nie zamierzaliśmy wykonywać pochopnych ruchów, daliśmy poprzedniemu szkoleniowcowi czas na wyjście z kryzysu. Byliśmy jednak zapewniani, że wszystko zmierza w odpowiednim kierunku i nie ma powodów do dużego niepokoju. Fakty i liczby oraz styl gry mówiły jednak co innego, stąd nasze decyzje o zmianach w sztabie i finalnym zatrudnieniu trenera Marcina Kaczmarka. Jaki jest pomysł na sfinansowanie budowy bazy klubowej w Bystrej? - Ta inwestycja jest jedną z najważniejszych dla klubu w najbliższych latach, dlatego przygotowujemy różnego rodzaju koncepcje. Widzimy, jak rozkłada się mniej więcej podział środków na budowę w innych klubach, które budowały lub rozwijały swoją bazę w ostatnim czasie. Myślę, że u nas proporcje jeśli chodzi o wkład własny, dotacje i inne źródła finansowania mogą być podobne. Kiedy poznamy ostateczny kształt sprawozdania finansowego za rok obrotowy 2021/2022? Mówiło się o 2-3 milionach zysku netto? - Lechia Gdańsk ma solidne podstawy organizacyjno-finansowe, poprzedni rok obrotowy Spółka zamknęła zyskiem w wysokości 1,2 mln zł, a utrzymywanie dyscypliny finansowej pozwoliło na zredukowanie zadłużenia z lat ubiegłych. Ten wynik byłby znacznie wyższy, ale wskutek nieprzyjęcia przez Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy uchwały o zamianie pożyczek z lat ubiegłych na akcje, należało zaktualizować i uwzględnić wysokość odsetek od tych pożyczek, co spowodowało obniżenie wyniku dodatniego. Większościowy akcjonariusz chciał całkowicie oddłużyć spółkę, poprzez zamianę prawie 40 mln zł na akcje, co istotnie poprawiłoby sytuację Spółki. Uchwała jednak nie przeszła, bo do jej przyjęcia wymagana była też zgoda akcjonariuszy mniejszościowych. To oznacza, że ten dług nadal istnieje i rokrocznie wzrasta o koszty odsetek. Mamy jednak przed sobą ambitne plany rozwojowe, chociażby w zakresie budowy ośrodka treningowego. Nad tymi kwestiami czuwamy jako zarząd, bo to fundamenty, jeśli chodzi o funkcjonowanie klubu. Natomiast samo sprawozdanie finansowe po zatwierdzeniu przez Walne zostało złożone w Krajowym Rejestrze Sądowym i jest ogólnodostępne. Jaki jest w pana ocenie stan klubowej akademii? Dochodzą skrajne głosy - jedni mówią, że jest lepiej niż było, inni - wprost przeciwnie. - Uważam, że na tym polu mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia, ale idziemy w dobrym kierunku, chociażby w kwestii powstania naszego ośrodka. To będzie punkt zwrotny, jeśli chodzi o akademię. Na dzisiaj działamy tak, by maksymalnie rozwijać młodzież, mając na uwadze nasze obecne możliwości. Co zrobić, by dialog ze środowiskiem lokalnym był lepszy? Przedstawiciel akcjonariusza mniejszościowego, Piotr Zejer zawiesił swoje członkostwo w zarządzie, a gorzkie słowa w pana kierunku skierował na łamach portalu Trojmiasto.pl odchodzący na emeryturę pracownik, Marek Janowski. - Piotr Zejer miał prawo do swojej decyzji, natomiast z mojej perspektywy nie była ona podyktowana kwestiami merytorycznymi. Z jednej strony na spotkaniach zarządu pozytywnie wypowiadał się o efektach mojej pracy i zaangażowania. A na zewnątrz wyrażał dezaprobatę. Pozostali członkowie zarządu nie mają problemów w naszej codziennej współpracy i wspólnie żyjemy sprawami klubu - tak problemami, jak i projektami rozwoju. Nie da się natomiast żyć sprawami klubu i w pełni zaangażować w problemy i rozwój, poświęcając pracy w Lechii jeden dzień w tygodniu. To jest niewykonalne. Piotr ma też inne swoje zawodowe zajęcia i obowiązki, które być może uniemożliwiały pełne zaangażowanie w sprawy klubu. Słowa pana Janowskiego przyjąłem natomiast z dużym zdziwieniem. Zakończył na swój wniosek długoletnią pracę w klubie, gdy na spotkaniu z innym członkiem zarządu zakomunikował przejście z dniem 28 listopada na emeryturę. Został pożegnany z honorami, na odpowiednich warunkach i otrzymał odprawę. To są fakty, byłoby nieeleganckie z mojej strony, gdybym publicznie wchodził teraz w szczegóły. Możemy dyskutować czy się spierać, ale nie ma zgody na przeinaczanie czy naciąganie faktów oraz podburzanie niektórych środowisk wokół klubu. To z mojej perspektywy kluczowa kwestia, bo takie podejście szkodzi Lechii Gdańsk. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA