Lech Poznań chce walczyć o mistrzostwo Polski, Miedź Legnica chce się utrzymać w lidze - oba kluby mają różne cele, ale żeby się do nich zbliżyć, muszą punktować. Mistrz Polski zaczął spotkanie w Legnicy tak, jakby chciał szybko zapewnić sobie wygraną. Zepchnął gospodarzy do głębokiej defensywy i wymieniał podania. Tak to wyglądało z punktu widzenia poznańskiej drużyny. Miedź ustawiła zasieki i skutecznie się broniła. Aż w końcu zaatakowała! Miedź mogła tę sytuację widzieć inaczej - mając na uwadze ogromny potencjał ofensywny rywali, sama stanęła blisko swojego pola karnego. Trener Miedzi Grzegorz Mokry ustawił dwie linie, które grały bardzo blisko siebie - pięcioosobową tuż przed bramkarzem Mateuszem Abramowiczem i drugą, czteroosobową złożoną z pomocników. Lech przez te zasieki nie mógł się przebić, rozgrywający piłkę Radosław Murawski grał głównie do boku, innych opcji nie miał. Nieliczne dośrodkowania w pole karne były wybijane przez legniczan, a strzałów z dystansu było jak na lekarstwo. W 8. minucie taką próbę zaliczył Michał Skóraś, w 21. minucie Bartosz Salamon, a w 35. minucie - Radosław Murawski. Wszystkie lekkie, bez problemu wyłapane przez bramkarza Miedzi. Gospodarze przez kilkanaście minut nie wyściubiali nosa z własnej połowy, ale jak już ją opuścili - to konkretnie. Wykorzystali fatalne podanie w poprzek boiska w wykonaniu Joela Pereiry. Piłkę przed kołem środkowym przejął Maxime Dominguez i od razu zagrał ją w kierunku Luciano Narsingha. 19-krotny reprezentant Holandii miał na plecach Alana Czerwińskiego, który próbował spowalniać rywala tak, by z interwencją mógł zdążyć Filip Bednarek. Bramkarz gości jednak czekał, a gdy już próbował interweniować, zrobił to za późno. Narsingh dziubnął piłkę butem obok golkipera Lecha i trafił na 1-0. Gdzie Lecha, a gdzie Miedź? Zobacz tabelę PKO Ekstraklasy! Lech przez 35 minut męczył siebie i kibiców. Aż przełamał się Marchwiński Miedź w tym sezonie już po dziewiąty jako pierwsza zdobyła bramkę, ale w jej przypadku o niczym to jeszcze nie świadczy. Wygrała zaledwie trzy z tych spotkań, a Lech był ewidentnie podrażniony. Do 37. minucie mistrzom Polski niewiele wychodziło - podawali sobie piłkę w poprzek boiska, ale w pole karne Miedzi dostać się nie potrafili. Dopiero w owej 37. minucie Lech dopiął w końcu swego. Akcję zaczął Pereira, kluczowe podanie piętą zaliczył bardzo aktywny Adriel Ba Loua, a przed bramkę do Filipa Marchwińskiego dograł Mikael Ishak. Szwed prawdopodobnie chciał strzelać, ale wyszła mu z tego idealna asysta - wszystko odbyło się na jeden kontakt. Po golu Lech w końcu zaczął kreować okazje. Ładny strzał Pereiry w dalszy róg bramki świetnie obronił Abramowicz, po chwili portugalski obrońca kapitalnie dograł na głowę do Ishaka - ten jednak w stuprocentowej sytuacji... nie trafił w piłkę. Z wrażenia sam chwycił się za głowę. Świetny początek Lecha. Dopiął swego w wielkiej ulewie Lech wyglądał już dużo lepiej od Miedzi i nie tylko dlatego, że zaliczył trzy razy więcej podań. Z każdą kolejną minutą Abramowicz był w drugiej połowie w coraz większych opałach - poznaniacy napędzali się i strzelali co chwilę na jego bramkę. W 51. minucie bramkarz Miedzi obronił klatką piersiową strzał Ishaka z czterech metrów, pięć minut później znów był lepszy od Szweda, gdy ten uderzał z bliska. Szczęście Abramowicza skończyło się w 63. minucie, gdy sam na sam z nim znalazł się Skóraś. Reprezentant Polski co prawda akcję zmarnował, bo uderzył obok rywala za lekko i Jurich Carolina zdążył wybić piłkę, ale został przez bramkarza już po strzale kopnięty. Sytuacja była ewidentna, ale sędzia Daniel Stefański poświęcił blisko trzy minuty, by upewnić się co do słuszności podyktowania rzutu karnego. W końcu jednak sklasyfikował zagranie Abramowicza jako nieprzepisowe, a z 11 metrów na 2-1 dla Lecha trafił Ishak. Wydawało się, że Lech ma już wszystkie karty w swoim ręku. Prowadził, nadawał ton grze, a przecież w potężnej ulewie akcje rozgrywało się coraz trudniej. Trener Miedzi zareagował potrójną zmianą, bardzo ofensywną. Kilka minut później jeden z nowych graczy, Kamil Zapolnik, wygrał pojedynek główkowy na środku boiska, piłka trafiła do Domingueza, a ten idealnie uruchomił Giannisa Masourasa. Grek imponuje szybkością, a tu dodatkowo wykorzystał jeszcze spóźnienie Skórasia. Wpadł w pole karne i z dość ostrego kąta zaskoczył Bednarka strzałem w krótszy róg - pod poprzeczkę. Na kwadrans przed końcem znów pachniało więc niespodzianką, a gracze Miedzi oddali drugi i... ostatni celny strzał w tym meczu. Trener Lecha John van den Brom dopiero wtedy zdecydował się na roszady - także aż trzy. Namieszał w ofensywie, wprowadził skrzydłowych ze świeżymi siłami, dołożył Ishakowi do ataku Filipa Szymczaka, a później za Szweda wpuścił doświadczonego Artura Sobiecha. To właśnie Szymczak był najbardziej aktywnym graczem Lecha w polu karnym gości, ale jego zapędy skutecznie poskramiał Abramowicz. W samej końcówce doliczonego czasu świetną okazję zmarnował jeszcze Afonso Sousa i Lech zaledwie zremisował z Miedzią 2-2. Jego strata do Rakowa wynosi aż 12 punktów. Gdzie Lecha, a gdzie Miedź? Zobacz tabelę PKO Ekstraklasy!