Po rundzie jesiennej największą niespodzianką w Ekstraklasie była właśnie postawa beniaminka. Widzew regularnie punktował i był na trzecim miejscu. Wiosną już niewiele dobrego nie można powiedzieć o wynikach piłkarzy trenera Janusza Niedźwiedzia. Choć zespół nie zmienił stylu i nadal gra odważnie, ale też ryzykownie, to jednak nie zdobywa punktów. W tabeli rundy jesiennej gorsze są tylko Miedź Legnica i Wisła Płock. Łodzianie nie wygrali od siedmiu kolejek, a na własnym stadionie przegrali trzy mecz z rzędu. Lampka ostrzegawcza już się zapaliła, choć jeszcze nie trzeba bić na alarm. Naprzeciwko Widzewa stanęła jednak rewelacja wiosny. Po przyjściu trenera Aleksandara Vukovicia Piast Gliwice wydostał się z dołu tabeli, a w tym roku lepiej punktują tylko Raków i Legia. Trener Niedźwiedź postanowił coś zmienić i podsadził na ławce rezerwowych Henricha Ravasa. Słowacki bramkarz nie przegrał drużynie meczu, ale grał słabiej niż jesienią. Tyle że to dotyczy całego zespołu. Zanim rozpoczął się mecz, Widzew uhonorował swoich byłych piłkarzy, którzy 40 lat temu zagrali w półfinale Pucharu Europy. Do Łodzi przyjechali m. in. Roman Wójcicki czy Mirosław Tłokiński, którzy mieszkają zagranicą. I już w 50 sekundzie bramkarz Widzewa musiał się wykazać. Po błędzie obrony Michał Chrapek świetnie zagrał do byłego widzewiaka Michaela Ameyawa, ale przegrał pojedynek z bramkarzem. W odpowiedzi tuż nad bramką głową strzelił Łukasz Zjawiński. Piłkarze odpalili po jednym fajerwerku i przez kolejny kwadrans gra toczyła się głównie w środku boiska, choć częściej przy piłce byli goście. Fajerwerki Piasta, świece dymne Widzewa W 22. minucie widzewiacy tylko patrzyli, jak Grzegorz Tomaszewicz po podaniu Chrapka przyjmuje piłkę na 16. metrze i kopnął nie do obrony. Żaden z piłkarzy gospodarzy nie był w stanie doskoczyć do zawodnika. Po chwili kibice Widzewa odpalili świece dymne i sędzia musiał przerwać na kilka minut spotkanie. Po wznowieniu nadal lepszy był Piast. Gospodarze mieli problemy, by przejść na połowę rywali. Udało się w 34. minucie i sytuacja była bramkowa. Po podaniu Mato Milosa, dobrą okazję miał Ernest Terpiłowski, ale ją zmarnował. Jak strzelać gole pokazał Piast. Po akcji Ameyawa, piłka trafiła na 16. metr. Tam był i uderzył Patryk Dziczek, a po drodze lot piłki zmienił jeszcze Kamil Wilczek i było 2-0. Po przerwie niewiele się zmieniło. Trochę więcej z gry miał Widzew, ale to akcje Piasta były groźniejsze. W 53. minucie niewiele z około 18 metrów pomylił się Wilczek. Trochę lepiej gospodarze zaczęli grać po godzinie, ale wciąż to było za mało, by zmusić do wysiłku Frantiska Placha. Widzew odrobił dwie bramki To jednak goście kontrolowali wydarzenia na boisku i nic nie wskazywało, by mieli wypuścić wygraną z rąk. W 72. minucie dobili Widzewa. Prosty błąd popełnił Dominik Kun, który za lekko podawał do bramkarza. Piłkę przejął Arkadiusz Pyrka, pobiegł sam na bramkarza i bez problemów strzelił na 3-0. Piast na tyle był już spokojny, że pozwolił rywalom na bramkę. Nikt nie przeszkadzał Juliuszowi Letniowskiemu, który przebiegł kilkadziesiąt metrów i strzelił, a Plach piłkę przepuścił. Ta bramka obudziła nadzieje gospodarzy i ich napędziła. Świetnie w polu karnym zachował się Bartłomiej Pawłowski. Poradził sobie z Dziczkiem i mimo asysty dwóch rywali zdobył kontaktową bramkę. Widzew zamknął Piasta w okolicach pola karnego. Okazję miał Juljan Shehu, ale Plach obronił. W doliczonym czasie strzał Mato Milosa został zablokowany.