Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy Po dziewięciu kolejkach sezonu 1991/1992 wiceliderem był Widzew z dwunastoma punktami, a zespoły z miejsc 9-13 miały po dziewięć punktów. Trzeba przy tym pamiętać, że za zwycięstwo przyznawano wtedy jedynie dwa punkty. Od sezonu 1995/1996 za zwycięstwo zdobywa się trzy punkty i od tego czasu dystans między czołówką a resztą stawki znacznie wzrósł. Przykładowo w 2007 roku dwunastą Polonię Bytom dzieliło od drugiej w tabeli Wisły aż szesnaście punktów. Dziś różnica wynosi tylko trzy "oczka". Jak zaskakujące wyniki padają w obecnym sezonie, widać także w naszej zabawie na typowanie rezultatów meczów w serwisie 11na11.pl. Za nami dziewięć kolejek, a żadnemu z ponad trzech tysięcy graczy nie udało się przewidzieć wszystkich rozstrzygnięć choćby w jednej kolejce. Tabela Ekstraklasy jest spłaszczona, jak w żadnej innej europejskiej lidze. - To oznaka równania w dół - twierdzi Andrzej Strejlau, były trener reprezentacji Polski. - Jeśli zestawić z tym fakt, że od dwudziestu lat nie ma naszej drużyny w Lidze Mistrzów, to wniosek narzuca się sam. Z kolei dyrektor logistyki rozgrywek Ekstraklasy SA Marcin Stefański przekonuje, że nieprzewidywalność jest zaletą Ekstraklasy, a tak niewielkie różnice w tabeli zapowiadają zaciętą walkę i emocje do końca. - Mamy ciekawy sezon, po wzrastającej frekwencji na stadionach widać, że kibicom się podoba. Trzeba się cieszyć, że każdy mecz rozgrywany jest o wysoką stawkę. Zapowiada się bardzo zacięta, ciekawa walka o awans do czołowej ósemki. Oby ten trend się utrzymał - przekonuje Marcin Stefański. - Oczywiście, kibic chce, aby jego drużyna wygrywała, ale zawsze lepiej, aby mecz był zacięty i rozstrzygnął się przykładowo golem w 90. minucie niż gdyby każde spotkanie wysoko wygrywał faworyt - dodaje. Czy nieprzewidywalność Ekstraklasy i minimalne różnice punktowe są dowodem na to, że sprawdził się nowy system rozgrywek? - Nie łączyłbym tego. Reforma systemu to proces, który wciąż trwa. Przede wszystkim osiągnęliśmy to, że piłkarze w naszej lidze rozgrywają więcej meczów. Do niedawna pod tym względem dzieliła nas od Zachodu przepaść - podkreśla Marcin Stefański. Co ciekawe, różnice w tabeli maleją, mimo że rośnie przepaść między budżetami klubów. To kolejny dowód na to, że w piłce nie ma prostego przełożenia pieniędzy na sukces sportowy. Przekonują o tym przykłady Piasta Gliwice i Lecha Poznań. Jeden z najniższych budżetów w stawce nie przeszkadza gliwiczanom prowadzić w tabeli, z kolei "Kolejorz", którego finansowo przebija tylko Legia, jest ostatni i traci do sensacyjnego lidera już 17 punktów. Choć znajdują się dziś na przeciwległych biegunach, to jedni i drudzy mają sporo do udowodnienia i dostaną ku temu okazje - do końca sezonu jeszcze 28 kolejek, w dodatku po drodze dzielenie punktów. Czy mistrza Polski znów poznamy dopiero po ostatniej kolejce? Mirosław Ząbkiewicz