Piłkarze Śląska Wrocław liczyli na powtórkę z rundy jesiennej. Z obiektu Cracovii wracali wówczas z pełną pulą po wygranej 1-0. Okazało się, że krakowianie - mimo że wiosną regularnie punktują, grając z drużynami czołówki - nie byli w stanie wziąć udanego rewanżu. Gospodarze zrobili wszystko, by już w pierwszych fragmentach zaakcentować, że na kandydat na mistrza Polski mierzy się z zespołem broniącym się przed degradacją. Była druga minuta gry, gdy centrę z kornera Petra Schwarza strzałem głową zamienił na gola Simeon Petrow. Atomowe otwarcie spotkania. Kanonada w Ekstraklasie. Były mistrz Polski ratuje się przed degradacją Śląsk zadaje kolejne ciosy i zajmuje fotel lidera. "Pasy" tylko asystują Trzy minuty później technicznie z kilkunastu metrów przymierzył Piotr Samiec-Talar i bliski był podwyższenia prowadzenia. Piłka nieznacznie minęła spojenie słupka z poprzeczką. Goście zupełnie nie panowali nad boiskowymi wydarzeniami. Jeszcze przed upływem półgodziny boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Aleksander Paluszek. Przymusowa zmiana nie pokrzyżowała jednak wrocławianom szyków. Po kilku chwilach było już 2-0. Strzałem z narożnika pola bramkowego na listę strzelców wpisał się tym razem Erik Exposito, wykorzystując nieudaną interwencję Kamila Glika. A krótko przed przerwą bilardową zagrywkę w "szesnastce" Cracovii skutecznie sfinalizował Samiec-Talar. Z najbliższej odległości wepchnął piłkę do siatki głową i zrobiło się 3-0. W tym momencie losy spotkania wydawały się rozstrzygnięte. Przełomowe wieści ws. Lechii Gdańsk. Co z awansem do Ekstraklasy? Jak można było się spodziewać, po zmianie stron Śląsk przyczaił się na swojej połowie i czyhał na kontry. Plan jawił się obiecująco, ale szwankowało wykonanie. Kolejne bramki nie padały. Trener krakowian, Dawid Kroczek, nie zdecydował się w przerwie na zmiany. Czterech roszad dokonał dopiero po godzinie gry, w dwóch szybkich transzach. Nie przyniosły one jednak pożądanego efektu. O irytacji w obozie "Pasów" świadczy sytuacja z 63. minuty. Drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył wówczas Karol Knap, który... chwilę wcześniej został zmieniony. Przed stratą czwartej bramki uchronił ekipę spod Wawelu Lukas Hrosso, instynktownie interweniując po kąśliwym strzale Nahuela Leivy. Cracovia odpowiedziała w kwadrans przed końcem niemrawą próbą wprowadzonego z ławki Mateusza Bochnaka - było to jej pierwsze i zarazem jedyne celne uderzenie w tym meczu. Końcowy rezultat ustalił w 88. minucie Mateusz Żukowski. Wrocławianie wrócili na fotel lidera i w skupieniu będą obserwować dalsze wydarzenia ligowego weekendu.