Początek sezonu dla łódzkiego beniaminka jest bardzo trudny. Po czterech meczach miał na koncie tylko jedno zwycięstwo i to odniesione z dużym trudem - zwycięska bramka padła w 99. minucie. Na dodatek tydzień temu przegrali prestiżowe derby Łodzi. Gospodarze pocieszali się tym, że u siebie ostatni raz przegrali ponad rok temu jeszcze w pierwszej lidze. Tyle że piątej kolejce do Łodzi przyjechała Pogoń Szczecin, która ma już za sobą przygodę w europejskich pucharach. Na dodatek po laniu 0:5 w Gandawie, zachowali twarz i u siebie na otarcie łez pokonali rywali w rewanżu 2:1. A to oznacza, że Pogoń może skoncentrować się już tylko na rozgrywkach ligowych i zacząć odrabiać straty do czołówki. Tyle że szwedzki szkoleniowiec musi radzić sobie bez czterech kontuzjowanych, a do tego dwóch (Sebastian Kowalczyk i Mateusz Łęgowski) odeszli z klubu. Pierwsi świetną okazję mieli łodzianie. Kay Tejan wygrał pojedynek biegowy z Danijelem Loncarem, zagrał do Pirulo, ale Hiszpan zwlekał ze strzałem i w końcu został zablokowany. W 12. minucie znów akcja ŁKS, zza pola karnego uderzył Michał Mokrzycki, ale Bartosz Klebaniuk złapał piłkę. Kolejna kontra gospodarzy, podanie na wolne pole do Tejana, ale bramkarz Pogoni okazał się minimalnie szybszy. Klebaniuk zatrzymuje ŁKS Dopiero po upływie kwadransa Pogoń miała okazję - po niecelnym podaniu Marcina Flisa pod swoim polem karnym, z 20 metrów uderzył Luka Zahović. Strzelił jednak w środek i Aleksander Bobek złapał piłkę. Goście zaczęli spychać rywali do obrony i niemal nie schodzili z ich połowy. Efektem było m.in. uderzenie głową nad bramką Joao Gamboy. Choć ŁKS był w defensywie, to od czasu do czasu atakował i tworzył lepsze okazje. Tak jak w 26. minucie, kiedy Pirulo był sam przed Klebaniukiem, ale bramkarz Pogoni świetnie wygarnął piłkę spod nóg Hiszpana. W końcówce to ŁKS przycisnął, jego piłkarze oddali kilka strzałów, ale obrona Pogoni przetrwała. I wyprowadziła kontratak, po którym Grosicki miał przed sobą tylko Bobka i trafił w słupek. To była najlepsza okazja w pierwszej połowie. Drugą połowę lepiej rozpoczęli gospodarze. Okazje mieli Hiszpanie - Dani Ramirez i Pirulo, ale wciąż było 0:0. Po chwili do Klebaniuka wróciły koszmary z meczu w Gandawie. Po podaniu od Wojciecha Lisowskiego, źle przyjął piłkę niewiele zabrakło, by Pirulo wepchnął ją do siatki. Pogoń przeważała, ale nie potrafiła tego wykorzystać. Dopiero w 69. minucie zza pola karnego uderzył Rafał Kurzawa, Bobek odbił pod nogi Efthymiosa Koulourisa, ale Grek z ostrego kąta nie oddał strzału na bramkę. W 72. minucie wydawało się, że szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy. Po akcji Kamila Dankowskiego i interwencji Leonardo Koutrisa, sędzia Piotr Lasyk podyktował rzut karny za zagranie ręką. Jednak obejrzał sytuację na monitorze i wycofał się z tej decyzji. W końcówce ŁKS mocno przycisnął - okazje znów mieli Pirulo i Ramirez, ale Klebaniuk wciąż był niepokonany. Na doliczony czas (siedem minut) trener Kazimierz Moskal wpuścił trzech świeżych ofensywnych zawodników. W 94. minucie strzał Hottiego obronił bramkarz Pogoni. Cztery minuty poźniej ni miał już do powiedzenia, kiedy ten sam zawodnik przymierzył zza pola karnego. I ŁKS znów wygrał w doliczonym czasie..