O Żurkowskiego tej zimy starało się wiele europejskich klubów. Mówiło się o zainteresowaniu Galatasaray, angielskiego Watford, belgijskiego Club Brugge czy francuskiego Bordeaux. Ci ostatni wysłali nawet ofertę do Zabrza. Oscylowała ona w granicach 2,5 mln euro. "Górnicy" chcieli więcej. Najbardziej zdeterminowani w pozyskaniu młodzieżowego reprezentanta Polski byli jednak Włosi. 21-letniego pomocnika widział u siebie sam Juventus czy Genoa, która właśnie za 35 mln euro sprzedała do Milanu swojego super strzelca Krzysztofa Piątka. Ostatecznie Żurkowski trafi do Fiorentiny, która już rok temu czyniła starania o pozyskanie utalentowanego zawodnika. Zabrzanie mają otrzymać 3,7 mln euro, a z wszystkimi bonusami ta kwota wzrośnie jeszcze do 5,1 mln euro. Czyni to transfer śląskiego zawodnika jednym z najdroższych w historii Ekstraklasy. Więcej Southampton zapłacił Lechowi za Jana Bednarka, 6 mln euro, a przed kilku laty Trabzonspor Polonii Warszawa za Adriana Mierzejewskiego 5,25 mln euro. Żurkowski wczoraj po południu, via Frankfurt nad Menem i Bolonię, dotarł do Florencji. Kiedy podpisze kontrakt z Fiorentiną? - Wydaje mi się, że powinno to nastąpić zaraz po badaniach. Kontrakt ma obowiązywać przez cztery lata. Co do mojego kontraktu indywidualnego to już wszystko w gestii mojego menedżera [jest nim Jarosław Kołakowski - przyp. red.]. Wszystko jest ustalone. Teraz tylko trzeba przejść badania medyczne. Kontrakt ma obowiązywać przez cztery lata - tłumaczy Żurkowski. Po podpisaniu umowy "Zupa" wraca do Górnika, który przebywa obecnie na zimowym zgrupowaniu na Cyprze. - Być może będzie to we wtorek, albo w środę. Wszystko zależy od tego, jak to będzie z lotniczymi połączeniami - mówi zawodnik. W Serie A w barwach Fiorentiny zadebiutuje już w nowym sezonie. Wiosną ma pomóc Górnikowi w utrzymaniu się w Ekstraklasie, a w czerwcu czekają go młodzieżowe mistrzostwa Europy na stadionach Włoch i San Marino, które są jednocześnie kwalifikacjami olimpijskimi (awansują cztery najlepsze zespoły). To będzie dla zawodnika przetarcie przed grą w lidze włoskiej. Michał Zichlarz