Pierwsze uśmiechy na twarzach szczecińskich kibiców pojawiły się już na kilka minut przed rozpoczęciem spotkania. Podobnie jak w poprzednich domowych potyczkach, stadion imienia Floriana Krygiera wypełnił się niemal do ostatniego miejsca. Fani na trybunach od pierwszego gwizdka tworzyli wyjątkową atmosferę i nie zniechęcili się niedawną porażką swoich ulubieńców w Poznaniu. "Duma Pomorza" w stolicy Wielkopolski zagrała całą drugą połowę w osłabieniu i przegrała z faworyzowanym Lechem 0:2. W konfrontacji ze Śląskiem nikt nie chciał oglądać podobnych scen. "W trzech domowych meczach Portowcy odnieśli w tym sezonie trzy zwycięstwa. (...) Drużyno, kontynuujmy budowanie w naszym domu twierdzy" - zapowiadała oficjalna strona klubowa. I właśnie z nadzieją na kolejne trzy punkty dla Pogoni na swoich krzesełkach usiadło ponad dziewiętnaście tysięcy kibiców. Wśród gości honorowych znalazł się choćby Zbigniew Boniek. Były prezes PZPN oglądał widowisko w towarzystwie sternika Pogoni, Jarosława Mroczka. Pięć bramek w pierwszej połowie. A mogło być ich jeszcze więcej Już w pierwszej połowie działo się co niemiara. Dość powiedzieć, że podczas czterdziestu pięciu minut wpadło aż pięć bramek, co w PKO BP Ekstraklasie nie zdarza się wcale często. Początkowo w ekstazie znajdowali się sympatycy gospodarzy. "Granatowo-Bordowi" prowadziliby 3:0, gdyby pierwszego trafienia Efthymiosa Koulourisa nie anulowała interwencja VAR. Wideoweryfikacja chyba tylko zmotywowała podopiecznych Roberta Kolendowicza do jeszcze cięższej pracy. W przeciągu kolejnego kwadransa po strzałach Fredrika Ulvestada oraz Kamila Grosickiego golkiper Śląska aż dwukrotnie wyciągał piłkę z siatki. Odpowiedź wrocławian przyszła szybciej niż mogłoby się wydawać. Z rzutu wolnego Petr Schwarz skierował futbolówkę wprost na głowę Aleksa Petkowa, a Bułgar zachował zimną krew i doprowadził do kontaktowego trafienia. Nieco ponad pięć minut później na tablicy wyników pojawił się remis. Sektor gości do chwilowej euforii doprowadził Sebastian Musiolik. Dlaczego "chwilowej"? Ano dlatego, że przed zejściem obu zespołów do szatni Pogoń na prowadzenie przywrócił Efthymois Koulouris. Greka tym razem z listy strzelców nie wymazała analiza VAR. Piłkarze strzelali na potęgę. Święto piłki nożnej w Szczecinie Po przerwie tempo meczu nie zwolniło. Na 4:2 gospodarzy wyprowadził Alexander Gorgon. Austriak uderzył z dystansu nie do obrony i sprawił, iż jego zespół zyskał dużo spokoju w ostatnich minutach pojedynku. Ale Śląsk nie powiedział ostatniego słowa. W 82 minucie team ze stolicy Dolnego Śląska za sprawą Simeona Petrova złapał kontakt i ponownie zrobiło się ciekawie. Nadzieje gości związane z wywiezieniem punktów do Wrocławia prysnęły niczym bańka mydlana w doliczonym czasie gry. Wynik na 5:3 ustalił Efthymios Koulouris.