Piłkarz Malmoe zdecydował się porozmawiać z polska prasą pierwszy raz od 1,5 roku. "Radzę wszystkim normalnym piłkarzom, aby omijali ten klub z daleka, bo ludzie, którzy funkcjonują w Wiśle, są w stanie każdego zgnoić" - dodaje rozgoryczony Igor, któremu przypięto łatkę pijaka, narkomana i hazardzisty. "Poszedłem tam ze względów ambicjonalnych. W Radomsku, gdzie wcześniej grałem, nie miałem prawa na nic narzekać. Ale chciałem powalczyć o mistrzostwo, osiągnąć konkretny sukces. Tylko że wtedy nie wiedziałem, że spotkam tam takich łobuzów. Załamałem się, ale ludziom związanym z Wisłą wciąż było mało. Leżącego się nie kopie, a mnie wiślacy kopali nawet, gdy leżałem. Próbowałem wyciągnąć rękę po pomoc, to jeszcze mi dołożyli. W łeb, tak, żebym się już nie podniósł"- opowiada Sypniewski. Zdaniem byłego reprezentanta Polski, wyjazd do Szwecji uratował mu nie tylko karierę, ale również życie. "Byłem w bagnie po uszy, traciłem już oddech, ale w ostatniej chwili zdołałem się uratować. Bogu dziękuję, że spotkałem na swojej drodze Jonasa Therna, wspaniałego trenera, który sprowadził mnie do Halmstad. Ten człowiek uratował mi życie. Mi i mojej rodzinie" - twierdzi piłkarz Sypniewski.