- Przy mojej bramce znakomicie zachowali się obaj nasi napastnicy. "Sagan" z "Włodarem" ściągnęli do boku obrońców, dzięki czemu zrobiła się luka dla pomocników. Dostałem piłkę, przyjąłem i uderzyłem na bramkę. Wpadło i można było się cieszyć. W takich sytuacjach nie ma czasu, żeby dobrze przymierzyć. Strzela się w światło bramki, nie po ziemi, po długim rogu, nad bramkarzem. Nie czuję się bohaterem meczu, bo na punkty zawsze pracuje cały zespół. Cieszę się, że to kolejny dobry mecz w moim wykonaniu, moja forma zwyżkuje i oby tak dalej - stwierdził Łukasz Surma. Nie czuliście zmęczenia po meczu w Wiedniu? Troszeczkę na pewno tak. Za późno się rozkręciliśmy. Wydaje mi się, że druga połowa była dużo lepsza w naszym wykonaniu, kontrolowaliśmy sytuację. Dziś nie zagrał Tomek Jarzębowski. Martwią kontuzje kolegów? Oczywiście, że tak. Najgorsze jest to, że kontuzji doznają kluczowi piłkarze naszego zespołu. Najpierw "Zielek" (Jacek Zieliński - przyp. red.), Dickson Choto, teraz "Jarza", który był w znakomitej formie. Myślę, że w pełnym składzie takie mecze jak dzisiejszy byłyby dla nas zabawą i spokojnie byśmy je wygrywali. Czym Twoim zdaniem spowodowane są te kontuzje? Nie mnie to oceniać, ale wydaje mi się, że to nie tylko pech.