Korona Kielce czeka na zwycięstwo nad Górnikiem Zabrze od 2018 roku. Ale nie tylko dlatego właśnie ekipa ze Śląska uchodziła przed meczem za zdecydowanego faworyta. Większą rolę odgrywało wyższe miejsce w ligowej tabeli, a przede wszystkim - wyjazdowa wygrana z Piastem Gliwice (3-1) na jego terenie w poprzedniej kolejce. Konfrontacja z kielczanami nie była jednak spacerkiem. Przez pierwsze pół godziny goście bronili się tyleż skutecznie, co szczęśliwie. Zgodnie z przypuszczeniami stroną dyktującą warunki gry był zespół Jana Urbana. Chwile grozy w meczu Ekstraklasy. Piłkarz trafił do szpitala Piłka znalazła się w bramce Korony już po kwadransie, ale nie wpłynęło to na korektę rezultatu. Arbiter nie uznał gola, odgwizdując ofsajd. Pechowym strzelcem okazał się Adrian Kapralik. Dwa gongi do przerwy, potem cios za cios. Górnik z kompletem punktów w tym roku W 35. minucie Kapralik odegrał jedną z głównych ról w bramkowej akcji. To po jego strzale (podaniu?) futbolówkę wślizgiem skierował nieszczęśliwie do siatki Dominick Zator. Zaskoczony przez kolegę Konrad Forenc nie miał szans na skuteczną interwencję. Chwilę później wydawało się, że "Scyzoryki" pokusiły się o mistrzowska ripostę. Tym razem piłkę do własnej bramki posłał będący pod presją Rafał Janicki. Ale ponownie sędzia dopatrzył się przekroczenia przepisów (kolejny ofsajd) i gola nie uznał. Co na to zabrzanie? Poszli za ciosem i w kolejnej akcji podwyższyli prowadzenie. Z rzutu wolnego kąśliwie uderzał Lukas Podolski, Forenc "wypluł" niefortunnie piłkę przed siebie, a Sebastian Musiolik z najbliższej odległości dopełnił tylko formalności. 2-0! Zwariowana końcówka. Mistrzowie Polski strzelali gole w... 101. i 104. minucie Po zmianie stron tempo gry wyraźnie siadło. Kielczanie szukali kontaktowej bramki, ale długo czynili to bez werwy. Bliższy kolejnego gola był Górnik, jednak kolejne próby Podolskiego z dystansu okazywały się nieefektywne. Kiedy w 68. minucie Jewgienij Szykawka w końcu zdobył kontaktowego gola strzałem głową, wydawało się, że "zacznie się mecz". Wystarczyła jednak jedna udana kontra gospodarzy, by taki scenariusz skasować. W finalnej fazie natarcia "Poldi" zagrywał do Kapralika, a ten miał przed sobą tylko pustą bramkę i zrobiło się 3-1. Do końcowego gwizdka pozostawał niespełna kwadrans. Goście nie byli już w stanie odpowiedzieć. Wiosnę spędzą na zaciekłej batalii o ocalenie miejsca w krajowej elicie.