Gdy 1 czerwca zeszłego roku Ekstraklasa ogłosiła terminarz na całe rozgrywki, można było zakładać, że spotkanie Rakowa z Lechem w 32. kolejce będzie miało kluczowe znaczenie w walce o mistrzostwo Polski. Oba zespoły rywalizowały wtedy ze sobą na każdym polu, różnica między nimi nie była wielka. A jednak klub z Częstochowy grał bardzo równo w lidze, "Kolejorz" zaś za często się tu potykał, postawił na europejskie zmagania, w których osiągnął duży sukces. Tyle że już dawno temu stracił szansę na dogonienie Rakowa, a że niedawno doświadczyła tego też warszawska Legia, zespół Marka Papszuna od tygodnia jest już pewny mistrzostwa kraju. Osłabienia Rakowa, osłabienia Lecha. Czy braki kadrowe tłumaczą taką postawę? Jego pierwszy mecz w tej roli przypadł właśnie na hitową potyczkę z Lechem. Poznaniacy docenili sukces rywala, ustawili szpaler wychodzącym na boisko piłkarzom Rakowa. Więcej uprzejmości już nie było, pojawiły się za to nieuprzejme słowa od kibiców gospodarzy kierowane do prezydenta Częstochowy. Nazwanie "kurnikiem" swojego stadionu przy Limanowskiego musi bowiem mocno zastanawiać. Samo spotkanie długo jednak rozczarowywało, szczególnie zaś postawa Rakowa. Być może wpływ na to miały liczne osłabienia w ekipie nowego mistrza kraju - z powodu kontuzji i kartek. A może też rozprężenie po zapewnieniu sobie pierwszej lokaty? Tyle że Lech też miał problemy - środek obrony tworzyli stoper numer cztery w hierachii (Ľubomír Šatka) z prawym defensorem (Alan Czerwiński). W ataku zaś brakowało nie tylko Mikaela Ishaka, ale nawet jego dwóch zmienników: Filipa Szymczaka oraz Artura Sobiecha. Fałszywą dziewiątką miał być więc pomocnik Filip Marchwiński. Gruzin zagrał do Polaka - świetne podanie, które było kluczem przy golu Tempo tego spotkania długimi fragmentami było spacerowe. Lech kontrolował grę, miał piłkę przez 2/3 czasu, ustawiał zamek przed polem karnym Rakowa. Poza niebezpiecznym strzałem Michała Skórasia z dystansu niewiele jednak z tego wynikało. Atakował za to często wysokim pressingiem, z czym podopieczni Marka Papszuna mieli problemy. Raków zaś grał jak nie Raków - apatycznie, leniwie. Jedna niecelna główka Mateusza Wdowiaka, żadnego celnego uderzenia przez 45 minut - to dorobek wstydliwy. Lech był groźniejszy, miał dobre momenty, w 19. minucie świetną pozycję wywalczył sobie Nika Kwekweskiri, ale uderzył z bliska już fatalnie. W 32. minucie Gruzin popisał się jednak kapitalnym dośrodkowaniem, po którym Marchwiński z bliska pokonał głową Vladana Kovačevicia. Akcja gości zaczęła się jednak właśnie od pressingu i złego wybicia piłki przez Frana Tudora - przechwyt zaliczył Jesper Karlström. Jeśli ktoś miał w pierwszej połowie w ogóle zdobyć bramkę, to właśnie "Kolejorz". Żółta kartka za symulkę, VAR i... za chwilę 0-2. Mecz został rozstrzygnięty Bywały już w tym sezonie mecze, że Raków w pierwszej połowie prezentował się kiepsko, ale mocne słowa Papszuna w szatni działały na zespół. Tym razem, jeśli one w ogóle padły, tak się... nie stało. To Lech po przerwie wciąż dominował, dużą różnicę na boku robił Kristoffer Velde. To on w 55. minucie dograł piłkę Skórasiowi spod końcowej linii boiska, a reprezentacyjny skrzydłowy zamiast do bramki, uderzył z dwóch metrów w poprzek. Jeszcze ładniejsza była akcja z 62. minuty - między Skórasiem i Marchwińskiem. Ostatecznie uderzał ten drugi, piłkę po rykoszecie od Tudora odbił Kovacević, a dobitka Velde z kilku metrów była nieskuteczna. Lech w końcu jednak dopiął swego - stało się to po czterech minutach niepewności i... żółtej kartce dla Kwekweskiriego. W 68. minucie Gruzin upadł w polu karnym po starciu z Władysławem Koczerhinem, sędzia Daniel Stefański uznał, że symulował. Po długim czekaniu i obejrzeniu sytuacji na wideo raz jeszcze, zmienił jednak zdanie - dał Lechowi "jedenastkę". I choć Kovačević jest ekspertem w bronieniu takich strzałów, to Velde zmylił go całkowicie. Lech wypracował sobie przewagę, odpuścił już wysoki pressing, kontrolował spotkanie. Raków stać było po przerwie na jeden strzał, w... ostatniej akcji meczu, w szóstej doliczonej minucie. "Kolejorz" wygrał więc 2-0 i wciąż walczy z Pogonią Szczecin o trzecie miejsce na koniec sezonu. Na razie o dwa punkty lepsi są "Portowcy".