Spotkanie mistrza Polski z liderem PKO Ekstraklasy mało kto uznawał za za hit kolejki 26 . kolejki. Co to bowiem, za mistrz, który broni się przed spadkiem do 1. ligi? Legia w Częstochowie pokazała jednak, że po kilku miesiącach dołowania, znowu trzeba traktować ją poważnie. Stołeczny zespół nie gra może efektowanie, ale za to za skutecznie, mądrze i efektywnie. W tabeli PKO Ekstraklasy uwzględniającej mecze od połowy grudnia, czyli od momentu przejęcia Legii przez Aleksandra Vukovicia lepszy od mistrza Polski był tylko Raków. W sobotę było blisko, żeby oba zespoły zamieniły się miejscami. Miała być "liga za puchar" Na wielu forach kibiców warszawskiego zespołu mało kto w to wierzył. W ostatnich dniach popularna była bowiem koncepcja, że Legia i Raków rozegrają czekający ich dwumecz w myśl zasady "liga z puchar". Częstochowianie celują bowiem w mistrzostwo Polski, a dla obrońców tytułu jedyną szansą na udział w europejskich rozgrywkach jest Puchar Polski. Na "legijnym" Twitterze można było przeczytać m.in, że w meczu z Rakowem nie zagrają przemęczeni Mateusz Wieteska i Josue. Godzinę przed spotkaniem, gdy poznaliśmy składy, okazało się to bzdurą. Vuković wystawił najsilniejszy z możliwych składów. Z pierwszej "jedenastki" wypadli tylko kontuzjowany Maik Nawrocki i Filip Mladenović, który nie błyszczał ostatnio formą. Tego pierwszego zastąpił Lindsay Rose, a powołanego do reprezentacji Serbii lewoskrzydłowego, rekonwalescent Yuri Ribeiro. Legia mecz rozpoczęła słabo. W pierwszej połowie Raków dominował i to zdecydowanie. Momentami gra mistrzów Polski przypominała... obronę Częstochowy. Gole jednak nie padały, bo Legia od początku roku broni najlepiej w lidze. Nawet silnemu Rakowowi trudno było sforsować jej defensywę. Z silnym rywalem też punktują Spotkanie z Rakowem miało być dla Legii testem. Wielu kibiców zarzucało jej, że dobre wyniki w ostatnim czasie były kwestią korzystnego terminarzu. Siedem pierwszych spotkań 2022 r. ułożone miało być bowiem "pod" mistrzów Polski. Zagłębie Lubin, Warta Poznań, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Wisła Kraków, Śląsk Wrocław, Górnik Łęczna i znowu Termalica. Spotkań z czołówką do sobotniego starcia Legia w tym roku unikała. Mecz obfitował w wiele emocjonujących sytuacji. W 24. min doszło do "czeskiego" starcia. Dwóch reprezentantów, którzy mieli udać się na zgrupowanie reprezentacji na mecz barażowy ze Szwecją - Tomaszowie Petrasek i Pekhart, walczyło o piłkę. Skończyło się to uderzeniem w głowę legionisty, który z zawrotami głowy musiał opuścić boisko. Działo się to w momencie, kiedy Raków przeważał. Wydawało się, że pozbawiona najlepszego snajpera Legia zostanie w Częstochowie pożarta, ale niespodziewanie tuż przed przerwaą mistrzowie Polski objęli prowadzenie, po świetnym odbiorze Jurgena Celhaki i podaniu z lewego skrzydła Macieja Rosołka. Strzelcem gola był Paweł Wszołek, który do tego momentu raczej nie błyszczał. W drugiej połowie Legia grała mądrze i kontrolowała przebieg wydarzeń na boisku. Działo się tak do 70. min, kiedy kadrowicz Wieteska spóźnił się z interwencją i sfaulował Deiana Sorsescu. Rzut karny wykorzystał Ivi Lopez, który obudził swoją drużynę, która już do samego końca meczu wyraźnie przeważała. Więcej goli jednak nie było m.in dla tego, że w 83. min czerwoną kartkę zobaczył Ioannis Papanikolaou. Osłabieni gospodarze nie zamierzali jednak oddawać gościom nawet jednego punktu. Raków nawet w dziesiątkę starał się atakować, ale nie strzelił gola, choć w ostatniej minucie Lopez trafił w poprzeczkę. Wynik jednak się nie zmienił. Kryzys Legii został zażegnany już chyba na dobre, bo jak wyliczali statystycy, do utrzymania w tym sezonie potrzebnych jest 35-36 punktów. Raków zdobył punkt i nadal liczy się walce o mistrzostwo. Nikt nie zszedł z boiska usatysfakcjonowany, ale też nikt nie był zawiedziony.