Nazwał go "gałganem" i stwierdził, że powinno się go zawieźć do Wrocławia, czyli do miasta w którym znajduje się prokuratura zajmująca się korupcją w polskim futbolu. Za tą wypowiedź został ukarany grzywną w wysokości 10 tysięcy złotych. - Zapłacił pan już "dyszkę" kary? - Nie, no przecież ona jest w zawieszeniu. Jeśli przez rok nie zdarzy mi się żadna niefortunna wypowiedź, to ta kara idzie w zapomnienie. - Z Pana temperamentem chyba jednak będzie trzeba prędzej czy później wysupłać tę kwotę... - Mam nadzieję, że już nie będzie takich sytuacji i nie będę zmuszony do takich wypowiedzi. - W razie czego, kibice zapowiedzieli, że zrobią zrzutkę na tą grzywnę... - Zachowali się super. Bardzo mi zaimponowali. Inni zaraz by wtargnęli na boisko i zrobili sędziemu krzywdę. A potem klub miałby problemy. To charakterni ludzie. - Po meczu były duże emocje. Na spokojnie powiedział by Pan to samo? - A co, zmieniło się coś? - Emocje opadły. - Opadły, ale ja tą sytuację oceniam tak samo. Sędzia zrobił z nas debili i tyle. - Powiedział Pan, że tego sędziego trzeba zawieźć do Wrocławia. Czy to oznacza, że ma Pan wątpliwości, czy jego praca była czysta? - Nie, po prostu ostatnio wszystkich sędziów wożą do Wrocławia. - Pański zespół, jak mało który, potrafi kibicowi dostarczyć emocji. A Pan nie był ostatnio u kardiologa? - Nie byłem. Ja każdy mecz ogromnie przeżywam, więc nawet takich horrorów nie da się już przeżywać bardziej. Ale dobrze, że one są. Bo kibice lubią takie mecze. Mam nadzieję, że jeszcze parę horrorów z udziałem Lecha będzie. - Kibice lubią horrory, ale z happy endem. Może powinniście zaczynać mecz od stanu 0:2. Byłoby więcej czasu na odrabianie strat i wyprowadzenie wyniku na zwycięski... - No właśnie dlatego nikt się na to nie zgodzi. Nie, nie. To nie przejdzie. - W niedzielę zmierzycie się z Wisłą Kraków. To będzie prawdziwy sprawdzian możliwości pańskiej drużyny... - My nie musimy się sprawdzać. Jesteśmy na etapie budowy drużyny. Dopiero w przyszłym sezonie będziemy walczyć o jakieś cele. - O mistrzostwo Polski? - Oczywiście! Tomasz Andrzejewski