Odkąd Warta Poznań wróciła do Ekstraklasy, schemat jej starć z Zagłębiem Lubin jest bardzo podobny: zespół, który wygrywał w pierwszej rundzie, przegrywał rewanż. Wyjątkiem był jedynie poprzedni sezon, wtedy w obu starciach zespoły podzieliły się punktami. A skoro teraz znów jesienią lepsze było Zagłębie, wygrało w Lubinie 1:0, to rewanż miał należeć do Warty. Tyle że to Zagłębie było niepokonane od pięciu kolejek. A Warta nie dość, że kiepsko punktuje w roli gospodarza, to w pięciu poprzednich meczach była w stanie zdobyć zaledwie jedną bramkę. Zaś jej trener Dawid Szulczek nigdy nie pokonał drużyny Waldemara Fornalika. Warta zepchnięta do defensywy, Zagłębie Lubin z szansami. Poznaniakom wystarczyła jednak okazja Talizmanem poznaniaków miał być w tym spotkaniu Adam Zrelak - najlepszy piłkarz tej drużyny w poprzednim sezonie, być może też największy walczak. We wrześniu ubiegłego roku pojechał na zgrupowanie reprezentacji Słowacji, doznał kontuzji kolana, przez ponad pół rok pauzował. Szulczek żartował nawet, że bez Zrelaka o utrzymanie Ekstraklasy w klubie z Wildy będzie ciężko. Trochę w tych słowach przesady, niemniej doświadczony snajper wrócił w końcu na boisko. Ale to nie on był bohaterem "Zielonych" w pierwszej połowie. Takich kluczowych postaci było kilka, ale pierwszoplanową rolę pełnił bramkarz Jędrzej Grobelny. Znakomicie bronił uderzenia z dystansu Marko Poletanovicia i Mateusza Wdowiaka, ale na największe brawa od kolegów zasłużył w 32. minucie. Po dośrodkowaniu z narożnika boiska świetnie główkował Aleks Ławniczak, Grobelny z trudem, tuż nad ziemią, zbił futbolówkę przed siebie. Tam był Dawid Kurminowski - uderzał może z odległości półtora metra, a jednak bramkarz Warty też go zatrzymał. A przy kolejnej dobitce, z dystansu, pomógł mu Tomas Prikryl. Tak to właśnie wyglądało, Zagłębie miało przewagę, sporo stałych fragmentów, po których kotłowało się przed bramką Grobelnego, a gola strzelili... gospodarze. I to po jedynym rzucie rożnym. Dośrodkował Konrad Matuszewski, Dimitris Stavropoulos przedłużył głową na dalszy słupek, a Mateusz Kupczak z bliska wbił piłkę głową do siatki. Wykorzystał pasywną postawę Luisa Maty, który nawet nie wyskoczył w górę, a Sokratis Dioudis wygarnął piłkę już zza linii. Warta zaś lubi taką sytuację, że ma wynik korzystny i może grać "po swojemu". Czyli dość aktywnie się bronić, szukać kontrataków, ale przy tym od czasu do czasu wychodzić wysoko agresywnym pressingiem. I takiej Warty można się było spodziewać po przerwie. Świetna okazja dla Warty Poznań, a zaraz odpowiedź Zagłębia Lubin. Bardzo bolesna dla gospodarzy Nie było więc żadną niespodzianką, że to Zagłębie zostało zmuszone do prowadzenia gry od początku drugiej połowy. I nie było też niespodzianką, że Warta od razu skorzystała z okazji do wyjścia z szybkim atakiem, co dało jej drugi rzut rożny. A po nim z woleja huknął, choć z ostrego kąta, Dawid Szymonowicz - Dioudis popisał się świetnym refleksem. Wydawało się, że lubinianie będą mieli mocno pod górkę, gdy w końcu udało im się przyspieszyć jedną akcję, zmylić defensywę Warty - i po asyście Kacpra Chodyny Kurminowski tym razem zaskoczył Grobelnego. Zagłębie ma lepszych jakościowo piłkarzy, nie było więc niespodzianką, że nadal miało kontrolę nad wydarzeniami na murawie. W jego przypadku: zwycięstwo czy remis - nie ma to już większego znaczenia. I tak "Miedziowi" mają olbrzymią przewagę nad strefą spadkową i równie okazałą stratę do drużyny walczących o puchary. Warta zaś walczy o ligowy byt, ale ostatnio kolejne kroki w tym celu stawia dość nieśmiało. Szulczek dokonał na 20 minut przed końcem aż trzech zmian, ale to Zagłębie wciąż było lepsze, nie pozwalało poznaniakom na zbyt wiele. Momentami stoperzy, choćby Szymonowicz, irytowali się, że nie mają do kogo podać. Zagłębie zaś co jakiś czas sprawdzało formę Grobelnego, w 76. minucie, po główce Kurminowskiego, pomogła mu poprzeczka. A później bramkarz Warty znów popisał się kapitalną paradą, choć i tak była pozycja spalona gracza gości. Warta czekała na tę swoją jedną okazję - i się jej doczekała, w 85. minucie. Specjalista od walki w powietrzu Marton Eppel kapitalnie wyskoczył do dośrodkowania Matuszewskiego, przyłożył głowę do piłki i... obił słupek. Mimo że poznaniacy w samej końcówce byli trochę bardziej odważni, to kompletu punktów nie zdołali jednak wywalczyć.