Śląsk rozpoczynał rundę jako lider PKO Ekstraklasy, ale do pierwszego meczu przystąpił z drugiego miejsca. Wcześniejsze zwycięstwo Jagiellonii w Łodzi z Widzewem (3:1) wywindowało białostoczan na fotel lidera (przed pierwszym gwizdkiem sędziego Jaga i Śląsk miały po 41 punktów, ale to ekipa z Podlasia miała lepszy bilans bramkowy), jednak wrocławianie od razu mieli okazję odpowiedzieć. Zagrali odważnie i ofensywnie, ale nie wrócili na czoło tabeli. Każda porażka boli, ale takie bolą najbardziej. Wrocławianie zmarnowali bardzo dużo dogodnych sytuacji. Za to zostali skarceni. Drużyny rozgrywające spotkania przed meczem Śląsk - Pogoń zawiesiły wysoko poprzeczkę, jeśli weźmiemy pod lupę tylko strzelone gole. W sześciu starciach padły aż 23 gole. Mistrz jesieni przeprowadził kilka zimowych transferów, ale trener Jacek Magiera postawił w wyjściowej jedenastce na sprawdzonych piłkarzy. Część nowych nabytków zasiadło na ławce rezerwowych i długo przyszło im czekać na wejście na boisko. Śląsk Wrocław - Pogoń Szczecin. Lider PKO Ekstraklasy przeważał Ponad 22-tysięczna publiczność wypełniła Tarczyński Arenę podczas hitu kolejki. Tak można było nazwać ten mecz, bo spotkały się drużyny celujące w czołowe miejsca na koniec sezonu. Na początku Śląsk był trochę wycofany, lecz tylko przez kilka pierwszych minut. Później przeszedł na połowę Pogoni i w pierwszej części gry praktycznie z niej nie schodził.W pierwszej połowie kilka strzałów oddał Piotr Samiec-Talar, z czego dwa były bardzo groźne. Najpierw, po uderzeniu 22-letniego pomocnika z dystansu, bramkarz szczecinian - Valentin Cojocaru wybił piłkę na rzut rożny. Pod koniec pierwszej połowy Polak miał jeszcze lepszą okazję, ale chybił, strzelając głową. Trybuny we Wrocławiu najbardziej westchnęły w 44. minucie, kiedy Petr Schwarz przestrzelił przy dobitce po uderzeniu aktywnego Nahuela Leivy. Mniej widoczny był Erik Exposito. Hiszpan próbował uwalniać się spod opieki defensorów Pogoni, jednak też zaznaczył swoją obecność na boisku, stwarzając zagrożenie w polu karnym szczecinian. Raz zgrał futbolówkę za plecy kolegi, a w innej sytuacji świetnie wrzucił piłkę prosto na głowę Samca-Talara. Liczne sytuacje bramkowe nie przełożyły się na bramki. Na przerwę zespoły schodziły przy stanie 0:0, Śląsk miał prawo mówić o niedosycie. Śląsk - Pogoń 0:1. Skandal w końcówce Po zmianie stron Samiec-Talar znów stanął przed szansą i minimalnie spudłował. Bramka Pogoni była jak zaczarowana, piłka nie chciała wpaść do siatki, co tylko frustrowało piłkarzy Śląska. Goście w drugiej połowie zagrali trochę lepiej, a pewno znacznie odważniej. Rafał Leszczyński nie nudził się, kilka razy musiał się wysilić. W 70. minucie zbił piłkę na słupek po strzale Efthymiosa Koulourisa. Wrocławianie nie skorzystali z tego sygnału ostrzegawczego i dwie minuty później Leszczyński musiał wyciągać piłkę z siatki. Patryk Janasik podał piłkę prosto pod nogi Kamila Grosickiego, kapitan Pogoni zagrał ją do Fredrika Ulvestada, a po strzale odbiła się ona jeszcze od Janasika i całkowicie zmyliła bramkarza Śląska. Magiera po stracie gola dokonał potrójnej zmiany. W Śląsku zadebiutowali: Patryk Klimala i Alen Mustafic. Zmiany nie wpłynęły na końcowy wynik. Pogoń skutecznie oddalała grę od własnego gola karnego, długo utrzymując się na połowie gospodarzy. Kibice nie wytrzymywali. W 86. minucie rzucili na boisko butelkę i omal nie trafiła ona Cojocaru. Szymon Marciniak wysłał piłkarzy na pięć minut do tunelu, by kibice ochłonęli. Gdyby sytuacja się powtórzyła po wznowieniu meczu, klubowi z Wrocławia groziłby nawet walkower! Udało się jednak dograć do końca. Pogoń przerwała serię szesnastu domowych meczów Śląska bez porażki. Trwała ona od 29 lipca. W doliczonym czasie gry wyrównać mógł Klimala, ale w tym meczu gospodarze byli bardzo nieskuteczni. Nowy napastnik wrocławian też nie trafił do siatki.Pogoń wygrała we Wrocławiu po 23 latach! To duży sukces trenera Jensa Gustafssona. Sebastian Zwiewka, INTERIA