Różnice punktowe w czołówce tabeli Ekstraklasy po kilku spotkaniach rundy wiosennej zatarły się na tyle, że nawet chimeryczny w tym sezonie Raków Częstochowa mógł włączyć się do walki o obronę mistrzostwa Polski. Potrzebował jednak zwycięstwa nad ŁKS-em, które nie było brane za pewnik. "Czerwona latarnia ligi" nie złożyła jeszcze broni w kwestii utrzymania i przystępowała do niedzielnego spotkania po dwóch kolejnych wygranych w Ekstraklasie. Emocje w meczu Ekstraklasy. Było już 2-0, ale rywal zaczął odrabiać straty Zażarta walka przez 45 minut. Raków otrzymał nieoczekiwany cios Pierwsze minuty rywalizacji w Łodzi pokazały, że ŁKS stać na równą walkę z Rakowem. W pierwszym kwadransie przed znakomitą okazją stanął Dani Ramirez. Gospodarze przeprowadzili ładną składną akcję, po której Hiszpan próbował z ostrego konta. Uderzył sprytnie, ale pechowo - futbolówka odbiła się tylko od słupka. Absolutnie nie można było odczuć, że mierzą się ostatni zespół w tabeli i mistrz Polski. A przynajmniej w pierwszej połowie. ŁKS grał dynamicznie i agresywnie, a piłkarze wyraźnie odzyskali wiarę we własne umiejętności dzięki dwóm kolejnym ligowym zwycięstwom. Raków miał spory problem z kreowaniem akcji bramkowych, a dużo więcej można było odczekiwać od Crnaca, czy Yeboaha. Nie tylko brak pomysłu na sforsowanie bramki ŁKS-u był problemem trenera Dawida Szwargi. W 41. minucie z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Fran Tudor. Szkoleniowiec wiedział, że zastąpić Chorwata nie będzie łatwo. A chwilę później na murawę trzymając się za stopę padł Crnac. Sztab szkoleniowy zadrżał, ale na szczęście napastnik był w stanie kontynuować grę. Jeden błąd zaważył o porażce mistrza Polski. ŁKS kontynuuje passę zwycięstw Śląsk nie odpowiedział na ruch Jagiellonii. Marazm we Wrocławiu, mistrzostwo przecieka przez palce W 58. minucie trwał absolutny ostrzał bramki Aleksandra Bobka. Próbował dwukrotnie z bliskiej odległości Kochergin, poprawiał po nim Yeboah, ale piłka nie wylądowała w siatce. Dziesięć minut później pechowo ręką w polu karnym zagrał Berggren, a sędzia po analizie VAR nie miał wątpliwości - należał się rzut karny. Dani Ramirez z ogromnym spokojem podszedł do stałego fragmentu gry i dał ŁKS-owi prowadzenie. Raków ruszył do przodu i w 74. minucie był o włos od wyrównania. Po rykoszecie piłka zmierzała do bramki, ale w świetnym stylu zatrzymał ją Bobek. Interwencja bramkarza okazała się kluczowa w kontekście rozstrzygnięcia spotkania. Na niecałe dziesięć minut przed końcem z szybką kontrą pomknęli gospodarze, a Dani Ramirez złapał się za głowę, kiedy jego strzał z bliskiej odległości zatrzymał się jedynie na słupku. ŁKS czuł już smak zwycięstwa, jednak nie dane mu było się z niego cieszyć. W doliczonym czasie gry z bliskiej odległości piłkę do bramki wpakował Papanikolau, ratując tym samym remis. W tych okolicznościach punkt był dla mistrza Polski na wagę złota, choć przed pierwszym gwizdkiem arbitra brano by go za rezultat rozczarowujący.