Gdyby ktoś przed startem tego sezonu powiedział kibicom Jagiellonii Białystok, że piłkarze z Białegostoku będą walczyć o mistrzostwo Polski, wielu pewnie by w to nie uwierzyło. Fakty są jednak takie, że po 30 rozegranych spotkaniach Jagiellonia nie tylko walczyła o tytuł, ale wręcz stawiana była, jako główny faworyt do wygranej. Nie mogło być inaczej, gdy spojrzało się w tabelę. Tam zespół prowadzony Adriana Siemieńca znajdował się na samym czele stawki. Jagiellonia przed 31. kolejką zgromadziła na swoim koncie 56 oczek, co sprawiało, że drużyna z Białegostoku miała aż pięć oczek zaliczki nad drugim Śląskiem Wrocław. Zespół z Wrocławia w 31. meczu sezonu mierzył się na wyjeździe z ŁKS-em Łódź i to spotkanie wygrał, co sprawiło, że podopieczni Jacka Magiery zbliżyli się na zaledwie dwa punkty straty do Jagiellonii i wywarli presję na zespole dowodzonym przez Adriana Siemieńca, a ten musiał podjąć rękawicę w rywalizacji na wyjeździe ze Stalą Mielec. Niespodziewany remis do przerwy, Stal Mielec 1:1 Jagiellonia Białystok Mogłoby się wydawać, że wykonanie tego zadania powinno być dosyć proste do realizacji. Nic bardziej mylnego. Stal wprawdzie nie walczy już w tym sezonie o nic, ale wciąż każde zwycięstwo, a szczególnie przed własnymi fanami jest istotne. Można było więc spodziewać się, że mimo wyjątkowej motywacji w formie walki o puchary lub bronienia się przed spadkiem, Stal postawi pretendentom do tytułu bardzo trudne warunki i nie rozłoży czerwonego dywanu. Choć trzeba przyznać, że Jagiellonia bardzo szybko sprawiła, że w Mielcu mogli już uwierzyć, że to spotkanie zakończy się porażką gospodarzy. Już w 12. minucie bowiem zespół prowadzony przez Siemieńca wyszedł na prowadzenie. Doskonale w zamieszaniu odnalazł się Nene, który z bardzo bliska pokonała bramkarza Stali Mielec. Od tego momentu "Jaga" kontrolowała mecz aż do 35. minuty spotkania. Wówczas piłka odbiła się od słupka bramki gości i coś jakby się zmieniło. Po chwili Stal Mielec dostała rzut z autu, który w ostatnich latach stał się naprawdę istotnym stałym fragmentem gry w piłce nożnej. Tym razem potwierdził to zespół gospodarzy. Piłka po krótkim wznowieniu spadła na głowę Ilji Shkurina. Napastnik Stali dołożył głowę i doprowadził do remisu. Coś, czego nikt się w tamtym momencie nie spodziewał, stało się faktem. Stal Mielec doprowadziła do wyrównania i takim też rezultatem zakończyła się pierwsza połowa. Jagiellonia przegrywa. Stal sprawiła sensację W drugą Jagiellonia weszła tak, jakby jej dosłownie na murawie nie było. Już po trzech minutach gola na 2:1 dla Stali strzelił doświadczony Mateusz Matras. Tym razem znów z pomocą przyszedł stały fragment gry, ale w tym przypadku był to rzut rożny. 33-latek doskonale odnalazł się w polu karnym i wpakował głową futbolówkę do siatki Jagiellonii. Stal sensacyjnie wyszła na prowadzenie. Osiem minut później mocny strzał oddał 19-letni Łukasz Gerstenstein. Wydawało się, że piłka wpadła do siatki, ale nikt nie miał takiej pewności. Dopiero, gdy z pomocą przyszła technologia, sędzia uznał gola i Stal wyszła na dwubramkowe prowadzenie. To nie był koniec emocji. Zawodnicy Jagiellonii jeszcze zebrali w sobie siły, aby odpowiedzieć na dwa gole gospodarzy. Doskonale w polu karnym Stali zachował się Pululu, który tyłem do bramki zmylił bramkarza rywali i strzelił gola na 3:2. Takim też wynikiem zakończył się ten mecz, co sprawia, że Jagiellonia ma obecnie 56 punktów, drugi Śląsk 54, a swoje mecze do rozegrania mają jeszcze Legia Warszawa oraz Pogoń Szczecin, które mogą się zbliżyć do "Jagi".