Przed starciem Ruchu z Lechem jedno było jasne - remis nikogo nie zadowalał. Dla Ruchu oznaczał praktycznie potwierdzenie spadku, wyprzedzenie bezpiecznej w tej chwili Puszczy Niepołomice byłoby jedynie efektem kilku cudów w ostatnich tygodniach. A porażka odbierała już jakiekolwiek szanse. A z drugiej strony Lech, który walczy o europejskie puchary, a bezpośredni rywale co chwilę sami podkładają sobie nogi. Jak Śląsk w poprzedniej kolejce, jak Górnik w Krakowie już w piątek. "Kolejorz" ma tylko jeden problem - gra po prostu kiepsko, Mariusz Rumak nie znalazł żadnego sposobu na ten zespół w ofensywie, poprawił jedynie obronę. Atak zaś kuleje na całego. Ruch Chorzów lepszy od Lecha Poznań w pierwszej połowie. A wynik trochę jednak zaskakiwał Ruch od początku grał tak, jakby chciał pokazać, że jeszcze wierzy w uratowanie Ekstraklasy dla Chorzowa. Jak we Wrocławiu, gdy trzy razy tydzień temu zaskoczył ekipę Śląska. Ambitnie, szybko, żywiołowo, ostro i skutecznie w środkowej strefie. Zdecydowanie lepiej od Lecha, którego pomoc przegrywała rywalizację z rywalami. I to gospodarze powinni po pierwszej połowie mieć w miarę bezpieczną przewagę, bo co rusz tworzyli zagrożenie w polu karnym rywali. Przegrywali akcje raz lewą, raz prawą stronę, dośrodkowania przeszywały pole karne. A Alan Czerwiński i Elias Andersson na bokach obrony Lecha mieli ogromne kłopoty. Chorzowianie objęli prowadzenie, udało im się raz pokonać Bartosza Mrozka, też po świetnej akcji prawą stroną. Choć dośrodkowanie Patryka Stępińskiego było może trochę nieprecyzyjne - pewnie chciał dośrodkować na trzeci, czwarty metr do wbiegającego Daniela Szczepana, ale wyszedł mu z tego centrostrzał. Tyle że jego kolega z ataku "jak dzik" ruszył w bramkę - piłka odbiła się od słupka, od głowy znajdującego się już na linii Szczepana - i jednak wpadła do bramki. I wtedy Ruch popełnił błąd, jeden chyba jedyny raz pozwolił graczowi Lecha na indywidualne wejście - na to zdecydował się Jesper Karlström. Minął jednego rywala, drugiego, a trzeci - Tomasz Wójtkowicz, niepotrzebnie wystawił nogę. Pomocnik gości o nią zahaczył, a sędzia Tomasz Musiał podyktował rzut karny. Wykorzystał go Mikael Ishak. Aktywny Ruch, dośrodkowania, strzały, rykoszety. Lech Poznań w wielkich opałach Była to jedna z dwóch akcji Lecha godnych uwagi, chwilę wcześniej zablokowany został strzał Filipa Szymczaka. A Ruch miał takich akcji wiele. Już na początku meczu Radosław Murawski zablokował uderzenie Macieja Sadloka, aktywni byli: Wójtowicz, Miłosz Kozak i Stępinski. Strzały Szczepana i Somy Novothny'ego przeleciały nad poprzeczką, mocne dośrodkowanie Szczepana z rykoszetem od Salamona też mogło zaskoczyć Bartosza Mrozka. Lech utrzymał jednak wynik 1:1 do przerwy, dla niego był to rezultat szczęśliwy. I szczęście dopisało Mrozkowi także tuż po przerwie, gdy Stępiński zabrał piłkę Szymczakowi, a Novothny uderzył z dystansu tuż obok słupka. Pressing gospodarzy na Stadionie Śląskim dawał dobre rezultaty, ospale grający w ataku Lech liczył właściwie tylko na stałe fragmenty. Dośrodkowania z rzutów rożnych niewiele dawały, strzały z wolnych Niki Kwekweskiriego i Alana Czerwińskiego też były niecelne. Przynajmniej jednak poznaniacy byli w stanie przenieść grę na jakiś czas na połowę Ruchu, tyle potrafili zrobić. Dopiero po godzinie gry trener Rumak zdecydował się na zmiany, a przecież miał na ławce szybkich i nieszablonowych: Kristoffera Velde i Adriela Ba Loua. Obaj są w kiepskiej formie, ale który z graczy Lech jest w dobrej? Norweg wszedł na murawę jako pierwszy, Iworyjczyk niedługo po nim, ale to Velde stworzył w 70. minucie sytuację Afonso Sousie, który przestrzelił jednak zza szesnastki. Trzy zmiany w Ruchu, świetna decyzja Janusza Niedźwiedzia. Dżoker dał prowadzenie Ruch nie grał już tak aktywnie, jak w pierwszej fazie meczu, Lech też częściej wychodził z szybkimi akcjami, jednym i drugim coraz bardziej brakowało sił. Świetną akcję po dośrodkowaniu Sadloka zmarnował Novothny, jego "główkę" obronił Mrozek, za chwilę Dante Stipica zatrzymał strzał Velde. Trener Ruchu Janusz Niedźwiedź w końcu zdecydował się na zmiany, od razu trzy - to rozruszało jego zespół. Świetną okazję miał już w 80. minucie Filip Starzyński, przestrzelił. Nie pomylił się zaś chwilę później Michał Feliks, który znów okazał się idealnym dżokerem. Po dośrodkowaniu Wójtowicza idealnie wskoczył między obrońców, pokonał z bliska Mrozka. Dopiero wtedy Lech rzucił się do rozpaczliwych ataków, bliski wyrównania był nawet Antonio Milić. "Kolejorz" znów jednak zawiódł, co cieszy pewnie wszystkich jego ligowych rywali. A jeśli za tydzień zawiedzie też w starciu z Legią, Poznań zostanie bez europejskich pucharów. I tak się skończy eksperyment szefów tego klubu z Mariuszem Rumakiem w roli trenera.