Eduardo da Silva w Legii medialnie to strzał w dziesiątkę dla całej Lotto Ekstraklasy. Sportowo to też strzał, ale w stopę klubowych decydentów. W budowie solidnego perspektywicznego zespołu, który liczyłby się w Europie, nie jest to właściwy krok. Nie dziwię się, że Eduardo wybrał Legię. Na tym etapie jego kariery trudno mu było o lepszy kontrakt. Jak odkrył Piotr Kożmiński z "Super Expressu", rok temu PAOK Saloniki nie chciał Eduarda za 300 tys. euro rocznych zarobków. Dziwię się, że Legia postanowiła na niego. W sercu kibica Ekstraklasy rodzi się oczywiście ciekawość, jak człowiek, który pięciokrotnie sięgał po mistrzostwo Ukrainy, tyleż samo razy po puchar tego kraju, grał przed laty w Arsenalu, wypadnie na tle naszych ligowców, będąc u schyłku kariery. Współczesna piłka nożna to biznes, a w nim nie ma miejsca na strukturalne błędy i sentymenty. Z jednej strony sentymentów nie miał właściciel Legii Dariusz Mioduski, zwalniając Jacka Magierę przy pierwszym kryzysie. Gdyby taktykę Mioduskiego przyjął Florentino Perez, wygoniłby z Realu Ziendine’a Zidane’a, po słabych wynikach zwieńczonych laniem z Barceloną na Santiago Bernabeu, po którym szansę na obronę mistrzostwa są iluzoryczne. Ale Zidane jednak pracuje. W Hiszpanii, Realu wszyscy wiedzą, że słabsze momenty zdarzają się nawet najlepszym, nie da się wygrywać na okrągło. Człowiek to nie maszyna. Real z Zidane'em jeszcze w tym roku może wygrać choćby Ligę Mistrzów. Wracając do sentymentów, najwyraźniej teraz nimi kierują się chorwaccy sternicy Legii - Romeo Jozak i dyrektor techniczny Ivan Kepcija. Wierzą w wielkość Eduardo. Na prezentacji Brazylijczyka z chorwackim paszportem Kepcija mówi o wspaniałej historii, świadectwie sukcesów piłkarza, lecz one w piłkę nie grają. Do dobrej formy potrzebne są mocne mięśnie, płuca i głowa. To nie przypadek, że oglądające każdą kunę przed wydaniem chorwackie kluby nie postawiły na niego, choć wielkość Eduarda pamiętają lepiej niż nasi kibice, bo przecież strzelał gole dla Chorwacji. Mistrz Chorwacji Rijeka zastanawiała się nad transferem Eduarda, ale ostatecznie jego trener Matjaż Kek uznał, że piłkarz nie nadaje się do wymogów, jakie stawia przed drużyną: biegania, wysokiego pressingu, zaangażowania w defensywę. Przejście naszego bohatera do Osijeku czy Dinama okazało się plotką. Na miejscu dyrektora sportowego Legii nie zdecydowałbym się na taki transfer. Nie jest to dobra inwestycja w zespół, a żadna w przyszłość. 10 lat temu Eduardo był wart 10 mln euro, rozpoczynał podbój Premier League, gdy wszystko przekreśliło otwarte złamanie nogi. Od tego momentu jego wartość stale spada.W sezonie 2016/17 grał w miarę regularnie (w 28 meczach średnio po 53 minuty), ale znacznie rzadziej trafiał do siatki (tylko trzy razy we wszystkich rozgrywkach, w jakich brały udział jego kluby Szachtar, a później Atletico Paranaense Od września przestał łapać się na ławkę Atletico. Gdy liga ruszy w lutym, Brazylijczykowi z chorwackim paszportem będzie mijał siódmy miesiąc bez regularnej gry. Niedawno borykająca się z trudnościami finansowymi Wisła zatrudniła człowieka-legendę, ale polskiej, nie chorwackiej piłki - Marcina Wasilewskiego. Tamten ruch można było zrozumieć, a nawet pochwalić. "Wasyl" wzmocnił markę klubu i drużynę, wniósł do szatni charyzmę, przyciągnął kibiców na stadion. Walcząca o przetrwanie Wisła, po utracie możnego właściciela, musi imać się każdej metody do poprawienia finansów. Natomiast teraz wiślacy sięgają po 31-letniego pomocnika Napredaka Nikolę Mitorovicia. Jaki ma sens taki ruch, poza tym, że spełnia zachciankę nowego trenera? Czy kiedykolwiek uda się zarobić na piłkarzu, który najlepsze lata dawno ma za sobą? Legia w Polsce jest krezusem finansowym z budżetem przekraczający sumę 250 mln zł. Dlatego powinno ją stać na dalekosiężną wizji, strategię. Pozyskiwania zawodników, których wartość będzie rosła, którzy będą rozwijać się razem z klubem, walczyć o Europę, a później z zyskiem zostaną sprzedani. Poza tym, jaki zespół przyciągnie i rozgrzeje bardziej kibiców: ze starymi wygami zza granicy, którzy są już jedną nogą po drugiej stronie piłkarskiej rzeki, czy z młodymi, oddającymi serce Polakami, którzy przed laty wyeliminowali Spartaka Moskwa? Z szalejącym po skrzydle Maciejem Rybusem, Michałem Kucharczykiem, Januszem Golem, Michałem Żyrą? Ja wybieram drugą opcję. Ledwie się rok 2018 zaczął, jak polskie kluby Ekstraklasy zdążyły sprowadzić siedmiu obcokrajowców, spośród których pięciu przekroczyło 27. rok życia. Michał Białoński