W niedzielę drużyna Ruchu Chorzów miała pełne prawo do morowych nastrojów. Zwycięstwo Puszczy Niepołomice nad Wartą Poznań (1:0) oznaczało bowiem, że beniaminek ze Śląska pożegnał się z szansami na utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie. Skomplikowany moment "Niebieskich" zamierzali w poniedziałek wykorzystać piłkarze Radomiaka Radom. Remis na zamknięcie 32. kolejki dałby im bowiem matematyczne pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Kuriozalny kiks zdominował wydarzenia pierwszej połowy Patrząc czysto teoretycznie, faworyt mógł być zatem tylko jeden. I rzeczywiście, to gracze Radomiaka jako pierwsi wykreowali sobie dogodną sytuację. I najprawdopodobniej będzie o niej w najbliższych godzinach głośno. Przed upływem kwadransa stratę zanotował Juliusz Letniowski. Rafał Wolski ruszył z kontrą, ostatecznie na bramkę Ruchu szarżowało aż trzech piłkarzy. Trudno było wyobrazić sobie, by z tej akcji nie padł gol, ale 31-latek "podołał" zadaniu. W kluczowej chwili poślizgnął się i nie stworzył nawet zagrożenia. Później spotkanie się wyrównało, a momentami to chorzowianie nadawali spotkaniu rytm. Mimo tego drugą najgroźniejszą okazję przed przerwą stworzyli sobie gospodarze. Raphael Rossi sprytnie uderzał głową, ale nie zdołał pokonać Dante Stipicy. W odpowiedzi główkował też Daniel Szczepan, ale podobnie, jak swój rywal - przegrał pojedynek z bramkarzem. Ruch schował szampany Radomiaka z powrotem do lodówki Początek drugiej połowy nie przyniósł wielkich zmian. Obie strony szukały swoich szans, ale starały się zanadto nie odsłaniać. Ta taktyka nie opłaciła się walczącemu o znacznie większą stawkę Radomiakowi. Na pół godziny przed końcem gospodarze stracili bowiem bramkę po składnej akcji Ruchu Chorzów. Szczepan zaatakował z lewego skrzydła. Piłka trafiła w końcu do Somy Novothny'ego, który szybko zgrał do Bartłomieja Barańskiego. 17-latek się nie zastanawiał; mocnym uderzeniem bez przyjęcia nie dał szans Gabrielowi Kobylakowi na skuteczną interwencję. Warto dodać, że napastnik pojawił się na murawie z ławki, gdy w pierwszej połowie kontuzji doznał Letniowski. To trafienie podcięło skrzydła gospodarzom. Ba, to Ruch był o krok od drugiego gola, gdy w końcówce do siatki trafił Filip Wilak. Arbiter dopatrzył się jednak ostatecznie spalonego, ale to nie przeszkodziło podopiecznym trenera Niedźwiedzia. Już w doliczonym czasie gry do siatki trafił bowiem Adam Vilkanova, dla którego to również był pierwszy gol w barwach chorzowskiej ekipy. Tym samym futbol po raz kolejny pokazał swoje ironiczne oblicze. "Niebiescy" wygrali bowiem swój trzeci mecz z rzędu, ale - poza prestiżem - nie ma to dla nich większego znaczenia. Tymczasem Radomiak będzie musiał walczyć o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie w ostatnich dwóch kolejkach. "Zieloni" są jednak w dość komfortowej sytuacji. Mają bowiem sześć punktów przewagi nad 16. Koroną Kielce.