W niedzielę przez niewłaściwe zachowanie grupy kibiców Lecha w Poznaniu nie został dokończony mecz z Legią Warszawa, który decydował o mistrzostwie Polski. Z trybuny zajmowanej przez najbardziej zagorzałych fanów gospodarzy na murawę poleciały race, a po chwili kilkudziesięciu z nich pojawiło się na boisku. Sędzia przerwał spotkanie w 77. minucie. Jak wskazał prof. Kozielski, który w przeszłości był napastnikiem ŁKS, to kolejna w ostatnim czasie awantura wywoływana przez chuliganów na trybunach, co wskazuje, że w Polsce cały czas istnieje duży problem z pseudokibicami. "Podobnie było na niedawnym finale Pucharu Polski, który organizowany jest przez PZPN z dużą pompą. Teraz z kolei mieliśmy wybryki na meczu, którego wynik decydował o tytule, a o tym mówi się najmniej. To każe zadać pytanie, czy związek, Ekstraklasa S.A. i kluby radzą sobie z organizacją meczów, a także na temat wydolności państwa. Problem niewątpliwie jest, bo wygląda na to, że obecne rozwiązania nie działają, co ma swoje konsekwencje" - powiedział PAP wykładowca Katedry Marketingu Wydziału Zarządzania UŁ.Zaznaczył, że przez nierozwiązany problem pseudokibiców polska piłka dużo traci."Jest wiele związanych z tym negatywnych aspektów, m.in. wizerunkowy i społeczny, bo teraz wszyscy będą mówić o bandytyzmie na stadionach. Ludzie będą obawiali się chodzić na mecze, choć w gruncie rzeczy stadiony są dość bezpieczne. Straci na tym nie tylko Lech Poznań, ale wszystkie kluby w kraju" - tłumaczył prof. Kozielski, który w swoim ligowym debiucie w ŁKS zaliczył hat-tricka.Jak dodał, równie wymierne są straty biznesowe. "Po pierwsze, jako właściciel firmy, który miałby zainwestować w sport, powiedziałbym sobie +jeszcze nie teraz+, choć jesteśmy w świetnym momencie do inwestowania w futbol. Po drugie, w tej sytuacji, wchodząc do klubu miałbym większą siłę przetargową, czyli daję wam mniej, ale wymagam więcej. Z kolei część obecnego już w polskiej piłce biznesu może zacząć zastanawiać się nad wycofaniem z niej, bo żadna licząca się marka nie chce być kojarzona z podmiotami obciążonymi negatywnymi skojarzeniami" - wyliczył ekspert ds. marketingu.Prof. Kozielski podkreślił, że kibole nie mogą rządzić w poważnym futbolu, o czym - jego zdaniem - świadczy m.in. decyzja odpowiedzialnej za organizację rozgrywek Ekstraklasy S.A. o dekoracji legionistów w Warszawie, a nie w Poznaniu oraz ciche przyzwolenie klubów na naganne zachowania grupy kibiców."Decyzja spółki Ekstraklasa może była minimalizowaniem ryzyka, ale nic to nie dało, bo i tak został +zrobiony dym+. Barcelona czy Real Madryt działają wokół ludzi oddanych swoim klubom. Pytają socios m.in. o pewne decyzje transferowe i taki głos jest potrzebny. To przykłady modelowej współpracy. Ale mamy też skrajności. Z punktu widzenia rozwoju klubu nie może być tak, że pośrednio rządzą nim bandyci, a niestety tak to w wielu przypadkach wygląda z zewnątrz" - podsumował wykładowca UŁ. Decyzją Komisji Ligi Ekstraklasy poznański klub został ukarany walkowerem, co oznacza, że Legia została mistrzem Polski. Lechowi, oprócz kar finansowych, grozi także zamknięcie stadionu dla publiczności. W ostatnich latach piłkarze w Poznaniu kilkakrotnie grali przy pustych trybunach, po raz ostatni w październiku 2016 roku przeciwko Wiśle Kraków w Pucharze Polski.W sprawie przerwanego meczu w Poznaniu głos zabrał w niedzielę premier. "Oczekuję (...) od stosownych służb podjęcia zdecydowanych działań wobec stadionowych chuliganów. Wszystkim prawdziwym kibicom piłkarskim dziękuję natomiast za setki pięknych i pomysłowych patriotycznych opraw meczowych w sezonie 2017/18!" - napisał Mateusz Morawiecki na Twitterze, gratulując jednocześnie Legii Warszawa zdobycia tytułu mistrza Polski.