Zimą wielu ekspertów i kibiców nałożyło już złote medale na szyje zawodników i trenerów Rakowa Częstochowa. Zespół dowodzony przez Marka Papszuna miał po rundzie jesiennej dziewięć punktów przewagi nad drugą Legią Warszawa i wszystko wskazywało na to, że pewnym krokiem zmierza w stronę mistrzowskiego tytułu. "Medaliki" prezentowały przy tym całkiem niezłą grę, a od czasu do czasu urządzały prawdziwe pokazy piłkarskie - jak choćby zwycięstwo 7:1 z Wisłą Płock. Początek wiosny w wykonaniu częstochowian nie był jednak najlepszy. Na inaugurację drużyna spod Jasnej Góry tylko zremisowała 1:1 z Wartą Poznań. Tydzień później - nie bez kłopotów - ograła z kolei 1:0 Piasta Gliwice. Podopieczni Papszuna nie wyglądali świeżo, statystyki wyraźnie zdradzały, że ofensywa działała znacznie gorzej niż jesienią, a piłkarze oddawali średnio mniej strzałów niż przed mundialem. Piątkowa potyczka ze Stalą Mielec miała być okazją do powrotu na właściwe tory. Jak się okazało - na to trzeba będzie jednak jeszcze poczekać. Stal Mielec dobrze zaczęła, ale sędzia anulował gola Mielczanie pokazali już w pierwszej wiosennej kolejce, że nie boją się w Ekstraklasie nikogo. Urwali punkt Lechowi Poznań, więc i do lidera ligi podchodzili bez niepotrzebnej bojaźni. Pierwsze minuty spotkania były wyrównane, goście z Częstochowy nie potrafili złapać odpowiedniego rytmu. Tymczasem Stal była konsekwentna i starała się wykorzystać każdą lukę pozostawioną przez rywali. W 13. minucie kibice zgromadzeni na stadionie eksplodowali radością po tym, jak Koki Hinokio umieścił piłkę w siatce. Japończyk oddał sprytny strzał po ziemi z narożnika pola karnego i pokonał Vladana Kovacevicia. Zespół trenera Majewskiego zdążył rozpocząć celebrację gola, tymczasem sędzia Daniel Stefański dostał na ucho sygnał, że sytuacja jest analizowana przez zespół VAR. Wątpliwości były dwie - ewentualna pozycja spalona i faul Mateusza Maka na Stratosie Svarnasie. Niestety dla Stali ta druga opcja okazała się prawdziwa, a arbiter anulował bramkę. Raków Częstochowa znów stracił punkty Po pierwszej połowie trudno było wskazać, która drużyna jest liderem ligi, a która walczy o miejsca w środku tabeli. Raków nie potrafił rozwinąć skrzydeł i wyraźnie męczył się z wybieganą i dobrze zorganizowaną Stalą. Po zmianie stron coś w grze częstochowian drgnęło i zaczęli oni stwarzać sobie coraz więcej szans. W 67. minucie do siatki trafił Ivi Lopez. Hiszpan - w swoim stylu - zdobył bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego. Podobnie jak gospodarze w pierwszej połowie, tak teraz goście zaczęli cieszyć się z gola. Znów jednak zabawę zepsuł arbiter, który uznał, że będący na pozycji spalonej Svarnas absorbował uwagę bramkarza, przez co anulował trafienie. W odwołanych bramkach był więc remis 1:1. Faktyczny wynik meczu to jednak 0:0. W końcówce ten stan rzeczy bardzo chciał zmienić Raków, który nie odpuszczał do ostatniej minuty. Mielczanie sprawiali natomiast wrażenie zespołu, który w pełni szanuje jeden punkt zdobyty w starciu z liderem ligi. Podopieczni Adama Majewskiego mądrze bronili się w ostatnich minutach i utrzymali do samego końca bezbramkowy rezultat. Jakub Żelepień, Interia