W 15. domowym meczu Ekstraklasy w sezonie 2022/23 Raków Częstochowa wygrał po raz 14. Nie był to najpiękniejszy mecz, zawodnicy spod Jasnej Góry wyraźnie oszczędzali się na finał Pucharu Polski z Legią Warszawa, ale wygrywając 4-0 łatwo zdobyli trzy punkty z Lechią Gdańsk i do pierwszego tytułu mistrza Polski brakuje im już tylko punktu. Po wygranej Legii Warszawa z Wisłą Płock było wiadomo, że Raków Częstochowa nie zostanie dziś po raz pierwszy w historii mistrzem Polski. Brak perspektywy pomeczowej fety, jakby podciął skrzydła gospodarzom, a może to brak w składzie Iviego Lopeza, którego trener Marek Papszun oszczędzał na finał Pucharu Polski, podziałał na gospodarzy demotywująco? W każdym razie w pierwszej połowie Raków grał bardzo czytelnie, nisko notowani lechiści nie odstawali od prawie pewnego mistrza Polski, a częstochowianie nie byli sobą, popełniali proste błędy. W pierwszej połowie więcej niż składnych akcji było żółtych kartek - aż pięć rozdał średnio panujący nad sytuacją arbiter Wojciech Myć. Wreszcie w ostatniej minucie pierwszej części gry piłkarze Rakowa z głębi pola rzucili piłkę za plecy Kristersa Tobersa, Łotysz nie dogonił Fabiana Piaseckiego, który ze spokojem przelobował Michała Buchalika, który zastępował odsuniętego od gry Dusana Kuciaka. Kwadrans po przerwie obserwowaliśmy prawdziwe oblężenie bramki Lechii. Non stop kotłowało się pod bramką "Biało-Zielonych", a Buchalik popisał się świetną interwencją po strzale Zorana Arsenicia, ale to było tylko odwleczenie egezkucji. Na kwadrans przed końcem meczu rezerwowy Rafał Pietrzak podał niecelnie, piłkę przejął Fran Tudor idealnie podał do Władysława Koczergina, który z łatwością umieścił piłkę w siatce i podwyższył prowadzenie Rakowa. Zaraz było 3-0 po golu Giannisa Papanikolau i 4-0 po bramce Vladislavsa Gutkovskisa. Maciej Słomiński, INTERIA