Szef PZPN-u Zbigniew Boniek nie marnuje czasu w dobie koronawirusa. Po ogłoszeniu Programu Pomocy Polskiej Piłce szykuje następną reformę. Zamierza uporządkować chaos w nazewnictwie rozgrywek.
Boniek jest wystarczająco zdeterminowany, by skończyć z fikcją, w której druga liga nazywa się pierwszą i nie interesuje go panująca np. w Anglii moda, gdzie drugi poziom rozgrywkowy to Championship, a trzeci - League One.
- Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której nazwa I liga będzie zarezerwowana dla Ekstraklasy, choć ona w dalszym ciągu może się określać mianem "Ekstraklasa". Dzisiejsza I liga będzie tak jak dawniej drugą, a po niej w gradacji nastąpi trzecia, którą dziś nazywamy 2. - powiedział Interii prezes Boniek.
Zgodnie z planowaną przez niego reformą znikną ligi III i IV, a ich miejsce zajmą właściwie: - liga międzywojewódzka i liga wojewódzka.
Po nich nastąpią rozgrywki prowadzone wewnątrz województw: liga okręgowa, A klasa, B klasa.
- W ten sposób wszystko będzie jasne i czytelne. Jak ktoś gra w lidze międzywojewódzkiej to będziemy wiedzieć co to jest, a dzisiejsza nomenklatura jest chaotyczna - twierdzi.
Obecnie trwają konsultacje z klubami i wojewódzkimi ZPN. Reforma nazewnictwa lig zawodowych może wejść już od sezonu 2020/2021. W ligach niższych może się opóźnić o rok.
- Związane jest to z niektórymi zapisami statutowymi, ale i z tym się uporamy - zapewnia Zbigniew Boniek.
Statut PZPN-u przewiduje dziś, że podczas Walnego Zgromadzenia Delegatów kluby Ekstraklasy mają po dwa głosy, a te z 1. ligi po jednym. Wraz ze zmianą nazewnictwa lig będą musiały podążyć te w zapisach statutowych. Podobnie sytuacja wygląda w wojewódzkich ZPN-ach.
Konieczne będą też zmiany w umowach sponsorskich i marketingowych, jakie zawierają kluby występujące poniżej Ekstraklasy
Drugą ligę zaczęliśmy nazywać mylnie pierwszą od 2008 r., po reformie ówczesnego wiceprezesa PZPN-u Eugeniusza Kolatora, który upierał się, że taki zabieg pomoże klubom z zaplecza Ekstraklasy np. w znajdowaniu sponsorów. Było to zbyt naiwne podejście do tematu. Biznesmeni na ogół nie są jednak w ciemię bici i są w stanie sprawdzić na jakim poziomie rozgrywek dany klub występuje.
Czas pokazał, że reforma nie zdała zdania. Przepaść w dochodach finansowych między klubami Ekstraklasy a 1. Ligi jeszcze bardziej się powiększyła. W zeszłym sezonie kluby PKO Ekstraklasy dostały od ligi, z tytułu praw telewizyjno-marketingowych, od ponad sześciu milionów zł (spadkowicze Zagłębie Sosnowiec i Miedź Legnica) do blisko 16 mln zł, jakie otrzymała Legia. W 1. Lidze wpływy na klub nie przekraczają nawet miliona złotych. Prezes Boniek podkreśla, że na zapleczu Ekstraklasy i tak sytuacja jest o niebo lepsza niż wcześniej.
- Przed naszym przyjściem do PZPN-u w 2012 r. prawa telewizyjne w 1. lidze warte były zero złotych. Ostatnio zostały sprzedane za osiem milionów - podnosi argument. Mecze zaplecza Ekstraklasy transmituje Polsat Sport.
Za sezon 2018/2019 Ekstraklasa miała do podziału między kluby 155 mln zł. W tym roku, dzięki rekordowemu kontraktowi sprzedaży praw TV za 250 mln zł rocznie, te wpływy miały być jeszcze większe. Ostatecznie zależeć będą od negocjacji z Canal+ i TVP, które je nabyły i liczby meczów, jakie uda się rozegrać po epidemii. Pewne jest jedno: pod względem wartości praw medialnych PKO Ekstraklasa awansowała z 11. Miejsca na ósme w Europie. Szkoda tylko, że pod względem poziomu sportowego spadła do czwartej dziesiątki.
Michał Białoński