"Polskie kluby dla Polaków" - postuluje Antoni Piechniczek, kiedyś srebrny (za trzecie miejsce) trener na hiszpańskich mistrzostwach świata, dziś wiceprezes PZPN odpowiedzialny za szkolenie. Szkolenie piłkarskiej młodzieży, czyli dziedziny, która u nas kompletnie leży. Latem liczba obcokrajowców w 16 klubach ekstraklasy osiągnęła rekordową liczbę 116, zimą wzrosła lawinowo do 161. PZPN ograniczyłby ten trend jednym kategorycznym dekretem, tyle, że jest on sprzeczny z ustawą o swobodzie zatrudnienia w Unii Europejskiej. W Wiśle Kraków na inaugurację wiosny zagrali tylko dwaj polscy piłkarze, przypadkiem była to właśnie druga drużyna obok Lecha Poznań, która swój mecz wygrała. W zespole mistrza Polski na boisko wyszło tylko pięciu obcokrajowców, trzeba jednak przypomnieć, że bez Artjomsa Rudnevsa, Manuela Arboledy, Dimitrije Injacia, Siergieja Kriwca i Ivana Djurdjevicia klub nie miałby najmniejszych szans na taki sukces jak wyjście z grupy Ligi Europejskiej. Gdyby szkolenie młodzieży w Polsce nie osiągnęło dna, apele Piechniczka nie byłyby potrzebne. Kluby zatrudniałyby tanich i dobrych polskich piłkarzy: młodych, ambitnych, niezdemoralizowanych. Takich można jednak policzyć na palcach jednej ręki. Nie starczyłoby ich nawet na potrzeby jednego klubu. Wystarczy spojrzeć na Polonię Warszawa. Prezes Józef Wojciechowski postawił sobie za punkt honoru, że stworzy drużynę z rodaków. Pobił rekord transferowy kupując Artura Sobiecha i rekord płacowy zatrudniając Ebiego Smolarka. Efekt? Drużyna zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli. Innym przykładem jest Cracovia, która latem podpisała kontrakt z kilkoma polskimi graczami o znanych nazwiskach. W 15 meczach wywalczyli oni raptem osiem punktów, a właściciel klubu Janusz Filipiak musiał ich zwolnić z pracy za lenistwo. Szkody, które wyrządzili Cracovii będą jednak trudne do naprawienia, drużyna musi dokonać cudów, by uniknąć spadku do I Ligi. Rzut oka na klasyfikację strzelców też nie jest krzepiący. Prowadzi Andrzej Niedzielan (po trzydziestce) przed Tomaszem Frankowskim (przed czterdziestką). Kolejni są obcokrajowcy Darvydas Szernas i Rudnevs, a potem Marcin Robak, Paweł Brożek i Kamil Grosicki - czyli trójka, która zimą wyjechała do ligi tureckiej. Liczba obcokrajowców w ekstraklasie stale rośnie także dlatego, że z polskich piłkarzy kto żyw i ma jakąś propozycję, ucieka gdzie pieprz rośnie. Ci, którzy zostają, to albo gracze przed emeryturą, albo specjaliści od przewracania się o własne nogi. Nie chciałbym zostać źle zrozumiany, mój ideał to 25 polskich piłkarzy w każdym klubie ekstraklasy. Dziś jest to jednak kompletnie nierealne, właśnie dlatego, że szkolenie w polskich klubach i PZPN leży. Związek mógłby zrobić dwie rzeczy: opracować centralny program szkolenia i wprowadzić do obowiązków licencyjnych dla klubów ostre zapisy dotyczące pracy z młodymi. Kto ich nie wypełnia, wylatuje z ligi. Oczywiście łatwiej wyplata się jednak androny o głupich prezesach, którzy ślepo zapatrzeni są w graczy z zagranicy. Każdy z tych "głupców" musi jednak sam płacić za sukcesy swoich drużyn i raczej mało prawdopodobne, by z masochistycznym upodobaniem szkodził sobie. 12 lat temu Piechniczek otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wszyscy kibice w tym kraju przyznaliby mu z pewnością kolejny, gdyby na przywrócenie rangi polskiej piłce znalazł jakieś lepsze sposoby. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ekstraklasy