Zapis na żywo relacji z meczu Widzew - LegiaKliknij w zapis relacji na urządzeniach mobilnych Jeszcze nie tak dawno starcia Widzewa z Legią były ligowymi klasykami. Na spotkania łodzian z warszawianami ostrzyli sobie zęby kibice w całym kraju, bo ich pojedynki najczęściej decydowały o tytule mistrza Polski. W tej chwili to tylko wspomnienia, bo zespół Widzewa walczy na trzecim poziomie rozgrywkowym, ale podopieczni trenera Marcina Kaczmarka są na właściwym kursie, by wkrótce świętować awans na zaplecze Ekstraklasy. Naturalnie faworytem środowej batalii był wicemistrz Polski, dodatkowo podbudowany "rozstrzelaniem" w niedzielę Wisły Kraków aż 7-0. Trener Aleksandar Vuković w ostatnich godzinach chłodził głowy swoim podopiecznym, a przede wszystkim kibicom, by nagle nie uwierzyli, że "Wojskowi" są w stanie w tak efektowny sposób, jak potraktowali znajdującą się w mentalnym kryzysie "Białą Gwiazdę", rozprawiać się z kolejnymi rywalami. Mecz wzbudzał w Łodzi wielkie zainteresowanie. Mogący pomieścić 18 tysięcy kibiców stadion okazał się zdecydowanie za mały. Chętnych, by zasiąść na trybunach przy al. Piłsudskiego, było co najmniej dwa razy więcej. W środę obie drużyny połączył szczytny cel, bowiem grali także dla najmłodszych, cierpiących na mózgowe porażenie dziecięce. Obaj trenerzy, doskonale zdając sobie sprawę z rangi spotkania, postawili na najmocniejsze "jedenastki". Opiekun Legii zdecydował się tylko, w porównaniu do meczu z Wisłą, na zmianę w bramce, dając odpocząć Radosławowi Majeckiemu, a stawiając między słupkami na Radosława Cierzniaka. Początek meczu to duża nerwowość po stronie gospodarzy, którzy próbowali wymieniać wiele podań, wysoko wyciągając Legię, ale gdy goście zakładali pressing, bardzo bardzo szybko mylili się przy podaniach, ściągając na siebie niebezpieczeństwo. Golem dla Legii zapachniało w 11. min, gdy Luquinhas popisał się fantastycznym prostopadłym podaniem do wybiegającego Pawła Wszołka. Pomocnik Legii jednak przegrał pojedynek jeden na jeden z Wojciechem Pawłowskim, strzelając wprost w bramkarza Widzewa. Dopiero po dwudziestu minutach łodzianie zaczęli częściej bywać pod polem karnym "Wojskowych" i niedługo potem mogli objąć prowadzenie. Daniel Mąka bardzo ładnie podał do będącego w "16" Przemysława Kity, który z ostrego kąta oddał strzał z pierwszej piłki, ale ofiarnym i przede wszystkim skutecznym wślizgiem powstrzymał go Igor Lewczuk. W 29. min Legia powinna cieszyć się z prowadzenia, ale fatalnie, w stuprocentowej sytuacji, zachował się Arvydas Novikovas, marnując wyborną okazję. Były zawodnik Jagiellonii miał przed sobą tylko bramkarza, który w dodatku się poślizgnął, a mimo to z kilku metrów nawet nie trafił w światło bramki. Pięć minut później znów było o włos od gola. Indywidualny popis zaprezentował Luquinhas. Brazylijczyk mijał rywali niczym slalomowe tyczki, wpadł w pole karne i spod linii końcowej zagrał na głowę Kantego. Napastnik Legii był jednak nieco pod piłką i z kilku metrów trafił tylko w poprzeczkę. Podopieczni Vukovicia grali nieskutecznie i gospodarze mogli ich skarcić w 40. minucie. Po błędzie w szeregach obronnych "Wojskowych" do piłki dopadł Kita, strzelił mocno z ostrego kąta, ale dobrze interweniował Cierzniak, wybijając piłkę na rzut rożny. Krótko przed przerwą wielu już widziało gola po technicznym strzale Luquinhasa, jednak doskonale ustawiony obrońca Sebastian Rudol wyręczył Pawłowskiego, który prawdopodobnie już nie zdołałby sięgnąć futbolówki. Początek drugiej połowy w wykonaniu Legii był spektakularny, a wszystko zaczęło się od doskonałego rajdu Karbownika. 18-latek na lewej flance poradził sobie z dwójką rywali i po dynamicznej szarży posłał podanie do Kantego, który miał rywala na plecach, a mimo to lewą nogą umieścił piłkę w siatce. Gospodarze jeszcze nie zdążyli ochłonąć, a już stracili drugiego gola. Znów akcję napędził Karbownik, potem Antolić huknął zza pola karnego w słupek. Do piłki dopadł Kante i podał przed bramkę, a Wszołek nie miał problemu z posłaniem piłki do siatki! Gdy mogło się wydawać, że legioniści docisną gospodarzy i spróbują podwyższyć prowadzenie, bardzo nieodpowiedzialnie na skraju pola karnego zachował się Lewczuk. Doświadczony obrońca chciał wyprzedził Mąkę, ale zamiast tego powalił rywala na murawę i sędzia Marciniak bez zastanowienia podyktował rzut karny, a defensor nawet nie protestował. Do piłki podszedł Robak i bardzo pewnym strzałem, mimo że jego intencje wyczuł Cierzniak, trafił przy słupku, w ten sposób szybko zdobywając gola kontaktowego. Po chwili znów mieliśmy smutną tradycję, czyli przerwany na kilka minut mecz z powodu odpalonych przez kibiców rac. Jak długo jeszcze nieodpowiedzialni fani będą torpedować płynność spotkań w naszych rozgrywkach? Niedługo potem fani Widzewa oszaleli z radości, bo wiara i determinacja ich ulubieńców została nagrodzona w najlepszy możliwy sposób. Robak podał prostopadle do Poczobuta, a ten zagrał wzdłuż bramki do Kity, który do końca powalczył z Jędrzejczykiem. Początkowo wydawało się, że strzelcem gola był snajper Widzewa, ale w wozie VAR rozstrzygnięto, że ostatni dotknął piłki "Jędza". Tak oto w momencie, gdy wydawało się, że Legia miała mecz pod kontrolą i pewny wynik w garści, nastąpił niespodziewany zwrot akcji i zapachniało sensacją. Jednak tylko na chwilę. W 84. min winę za sprokurowany rzut karny w najlepszy możliwy sposób odkupił Lewczuk. Stoper Legii, po zagraniu Domagoja Antolicia, przypadkowo otrzymał piłkę i bez namysłu oddał strzał, trafiając do siatki. Do regulaminowego czasu doliczono aż dziewięć minut, gospodarze do końca próbowali doprowadzić do dogrywki, ale już nie byli w stanie pokonać Cierzniaka. AG Widzew Łódź - Legia Warszawa 2-3 (0-0) Awans: Legia Warszawa. Bramki: 0-1 Jose Kante (48), 0-2 Paweł Wszołek (51), 1-2 Marcin Robak (58-karny), 2-2 Artur Jędrzejczyk (73-samobójcza), 2-3 Igor Lewczuk (84). Żółte kartki - Widzew: Konrad Gutowski. Legia: Igor Lewczuk, Jose Kante. Sędzia: Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 16 723. Wszystkie mecze Pucharu Polski znajdziesz tutaj!