Blisko dwa miesiące trwała przerwa między kolejnymi sezonami w Ekstraklasie - dla Pogoni Szczecin był to okres na uzupełnienie składu, dla Warty Poznań - na załatanie dziur po wielu ubytkach. Cele obu klubów generalnie się nie zmieniły, jedni chcą znów grać o puchary, a może i włączyć się do walki o tytuł. Dla poznaniaków zaś szczytem marzeń będzie dość szybkie utrzymanie się w elicie. W pierwszym składzie wybiegło na boisko dwóch nowych piłkarzy, tak jak w Pogoni. Napastnik Dario Vizinger i wahadłowy Jakub Bartkowski nie załatali jednak wszystkich dziur po odejściu pięciu istotnych graczy i kontuzjach czterech kolejnych. Ławka rezerwowych wyglądała tak, że Niilo Mäenpää mógł się tam czuć jak opiekun młodzieży na wakacyjnym obozie. Nic dziwnego, że zdecydowanym faworytem tego starcia była Pogoń, która przeciwko Warcie potrafi grać jak mało kto. Z dwudziestu potyczek między tymi zespołami w Ekstraklasie i niższych ligach, "Zieloni" wygrali... jedną. Warta znalazła sposób na Pogoń. Przez ponad pół godziny był on skuteczny I tak jak się można było spodziewać, Warta cofała się do głębokiej defensywy, czekając na "Portowców" w okolicy swojego pola karnego. A goście niewiele byli w stanie zrobić, Adrian Lis był praktycznie bezrobotny. Poznaniacy zaś starali się wychodzić z akcjami dalekimi podaniami, a gdy już im się to udało, to atakowali rywali pressingiem, po stracie piłki. I robili to skutecznie, co dawało im częste stałe fragmenty gry. Do czterech rzutów rożnych w pierwszej połowie doszło znacznie więcej dalekich wrzutów z autu, po których momentami kotłowało się na przedpolu Dante Stipicy. Warta nie ma już co prawda Jana Grzesika, ale w tym elemencie godnie zastępowali go Jakub Kiełb i Jakub Bartkowski. Pogoń bardzo długo sprawiała wrażenie bezsilnej, poznaniacy dobrze wyłączyli skrzydła gości. Aż do 36. minuty, gdy w końcu Marcel Wędrychowski ograł Stefana Savicia i spod końcowej linii dośrodkował na dziesiąty metr. A tam był nowy snajper drużyny ze Szczecina Efthýmis Kouloúris, który pewnym strzałem pokonał Lisa. Gdy 16 dni temu oba zespoły spotkały się w meczu sparingowym w Opalenicy, Grek dwa razy pokonał bramkarza Warty w pierwszych 30 minutach meczu, wtedy Jędrzeja Grobelnego. Dziś udowodnił, że może być sporym wzmocnieniem "Portowców". Warta mogła wyrównać już po dwóch minutach - po wrzucie z autu i sporym zamieszaniu z bliska uderzył Maciej Żurawski, ale nad poprzeczką. Pogoń zaatakowała, Warta się wybroniła. I sama mogła wyrównać. Emocje do samego końca Pogoń w pierwszych minutach po przerwie przycisnęła Wartę, mogła nawet prowadzić 2:0, gdyby Kamil Grosicki zdołał "wkręcić" piłkę do siatki z bardzo ostrego kąta. Nie dał jednak rady, a poznaniacy w końcu się otrząsnęli. Znów zaczęli szukać stałych fragmentów w ofensywie, a z wysokimi piłkami w polu karnym goście mieli spore problemy. W 54. minucie przed wyrównaniem uratowało ich szczęście - po rzucie rożnem i zagraniu piłki przez Bartkowskiego, Wiktor Pleśnierowicz był bliski wbicia piłki do siatki. Stipica się tylko przyglądał, a za chwilę zbierał gratulacje od kolegów za odważne wyjście. Pogoń pozostawała zespołem lepszym, jakościowe zmiany przeprowadzane przez trenera Jensa Gustafssona sprawiały, że w pełni kontrolowała to spotkanie. Musiała jednak uważać, by jakaś kontra Warty nie zakończyła się dla niej nieszczęściem. Poznaniacy walczyli, ale też opadali z sił, a ich ławka rezerwowych, choć młoda, to nie zapewniała odpowiedniej jakości. Szansę debiutu dostał nawet 17-letni Jakub Wajman. Im bliżej było końca meczu, tym Pogoń z większym spokojem kontrolowała to spotkanie. I zasłużenie wygrała 1:0.