Starcie sąsiadów w tabeli, Warty Poznań i Cracovii, teoretycznie powinno dostarczyć emocji. A to dlatego, że zmierzyły się dwa zespoły, którym raczej nie grozi już spadek, bo przecież kolejka zagrożonych ekip za nimi jest nad wyraz liczna, a i o awansie do pucharów raczej nie mają co myśleć. Ale zawsze jest też druga strona starć "Zielonych" i "Pasów" - odkąd Warta wróciła do Ekstraklasy, mierzyła się z Cracovią sześć razy: w lidze i Pucharze Polski. Ani razu w tych meczach nie padły więcej niż dwie bramki, ani razu nie zdarzyło się też, by obie drużyny w jednym spotkaniu zdobyły bramki. Ale też nigdy nie było remisu 0-0, tak nielubianego przez kibiców. Kibice czekali na choć jeden celny strzał. W pierwszej połowie... się nie doczekali Jednym i drugim nie można było odmówić chęci do gry, ale brakowało precyzji. Szczególnie przy kluczowych, ostatnich podaniach przed bramkę, nie mówiąc już o strzałach. Statystycy Ekstraklasy nie doliczyli się w pierwszej połowie choćby jednego celnego uderzenia, choć na siłę za takie można było uznać strzał głową Jana Grzesika, który próbował przelobować Karola Niemczyckiego, a bramkarz gości interweniował gdzieś w okolicach poprzeczki. Nie znaczy to, że nie było prób jednych i drugich. Warta lepiej to spotkanie zaczęła, spore zagrożenie stwarzała na lewej stronie, ale po dośrodkowaniach w pole karne Cracovii piłki nie sięgali Adam Zreľák i Stefan Savić. Po 10 minutach ożywiła się drużyna z Krakowa, które też najgroźniejsza była na swojej lewej stronie, dzięki Otarowi Kakabadze. Niewiele z tego jednak wynikało. Grzesik, Atanasov, Savić - efekt był ten sam Pewne ożywienie nastąpiło dopiero w ostatnich 10 minutach pierwszej połowy, głównie za sprawą Warty i bardzo aktywnego Grzesika. Najpierw wahadłowy poznańskiej drużyny ograł Kakabadze i dośrodkował przed bramkę, ale rywale wybili piłkę. Tyle że futbolówka po kilku sekundach wróciła w pola bramkowe, a tam Niemczycki odważnym wyjściem uchronił zespół przed szarżującym Grzesikiem. Na dodatek Cracovia od razu wyprowadziła kontratak, który był co najmniej obiecujący, czterech na dwóch. Nic z niego nie wyszło, bo trudno za sukces uznać zablokowany strzał Janiego Atanasova przez Macieja Żurawskiego. Jeszcze tuż przed przerwą w polu karnym w dobrej sytuacji znalazł się Savić, ale efekt jego szarży był taki, jak wielu wcześniejszych akcji - dużo hałasu, żadnego strzału. Hurrraaa! Celne strzały w drugiej połowie. Wynik jednak - bez zmian Pierwsza połowa była bardzo kiepska, druga - nieco lepsza. Przede wszystkim - jedni i drudzy oddali w końcu celne strzały. Najpierw był jednak niecelny Grzesika, za to zdecydowanie najgroźniejszy, po rzucie wolnym. Gracz Warty wyskoczył do dośrodkowania Miguela Luisa, był sam, zdecydował się na uderzenie przy bliższym słupku, a nie dalszym, jak w jesiennym starciu ze Stalą Mielec. Odpowiedział tym samym David Jablonsky, a już w 59. minucie Warta w końcu stworzyła sobie stuprocentową okazję. Po zagraniu Savicia sam przed Niemczyckim był Zreľák, słowacki napastnik kopnął bardzo mocno. Bramkarz Cracovii świetnie wyszedł, odbił piłkę lewą ręką. Później swoje celne uderzenie mieli też goście - Adrian Lis bez problemu "wyłapał" główkę Benjamina Källmana. Końcowy kwadrans niczym nie różnił się od wcześniejszych. Niby było sporo obiecując szarż, jeszcze więcej dośrodkowań i rzutów rożnych, a jednak goli wciąż brakowało. Warta poprzednie spotkanie w Grodzisku wygrała aż 5-1 z Koroną Kielce, tym razem musiała zadowolić swoich kibiców remisem 0-0. A po graczach Cracovii nie było widać, by to jakoś im przeszkadzało. Warta i Cracovia mają jeszcze szansę na grę w pucharach? Zobacz tabelę Ekstraklasy!