Mecz Śląska Wrocław ze Stalą Mielec pierwotnie miał zostać rozegrany w poniedziałek 16 września, ale został przełożony z powodu powodzi. Gospodarze przystępowali do tego spotkania w nie najlepszych nastrojach. Zamykają ligową stawkę, a do tej pory uzbierali tylko pięć punktów. W dziesięciu kolejkach remisowali i przegrywali po pięć razy. Kibice i dziennikarze spekulowali, że wtorkowa konfrontacja może zdecydować o zwolnieniu trenera Jacka Magiery, jego pozycja jest kwestionowana. Mielczanie także nie przyjeżdżali do stolicy Dolnego Śląska jako zespół, w którym wszystko gra - nie wygrali na wyjeździe od 16 lutego (też mecz we Wrocławiu), a pozycja tuż nad strefą spadkową z przewagą zaledwie dwóch oczek nad Lechią Gdańsk nie rzucała na kolana. Co nie mogło dziwić, Śląsk rozpoczął z animuszem, bez nadmiernego respektu, nastawiony bojowo. Pierwsze i ostatnie poważne ostrzeżenie goście otrzymali w 11. minucie, kiedy to po nieudanej interwencji Marvina Sengera poprzeczka uratowała go od trafienia samobójczego. Piłka odbiła się jeszcze od linii bramkowej, ale cztery minuty później już zatrzepotała w siatce. Mateusz Żukowski odważnie zaatakował z prawej flanki i dośrodkował mocno po ziemi w kierunku Sebastiana Musiolika, który nie miał problemu z wykończeniem sytuacji. Sprawdzano jeszcze, czy asystent nie dopuścił się faulu. Walka faktycznie była na pograniczu przewinienia, ale sędzia z VAR-u po analizie uznał gola. Warszawa w grze o finał europejskich rozgrywek. Powalczy m.in. z Camp Nou, UEFA potwierdza Stal Mielec obudziła się w drugiej połowie, ale nie zabrała punktów Śląskowi Przed przerwą Stal miała trochę szczęścia, bo Piotr Samiec-Talar nie trafił na pustą bramkę, której światło zasłaniało dwóch rywali, ale mielczanie i tak otrzymali drugi cios. Dublet ustrzelił Musiolik. Dobrze wybiegł do prostopadłej piłki i posłał piłkę pomiędzy nogami golkipera. Arbitrzy VAR długo sprawdzał potencjalnego spalonego, bo strzelec był niemal w linii z przeciwnikami, ale ostatecznie po raz kolejny uznano bramkę i zrobiło się 2:0. Mielczanie rozkręcali się jednak w drugiej połowie. W 53. minucie świetną okazję miał Mateusz Matras. Pachniało golem na 2:1, a stało się to faktem w 71. minucie. Łukasz Wolsztyński - jak przystało na ten mecz - musiał poczekać na analizę VAR-u, ale po chwili nadeszło potwierdzenie, że "zdjął" czyste konto defensywy wrocławian. Mecz niestety stał się mniej atrakcyjny, na murawie zapanowała brzydka, zbyt mocno kontaktowa gra, a z chaosu nie wyłoniło się już żadne trafienie. Kilkanaście sekund przed końcem bramkarz Stali zbił strzał Sylvestra Jaspera na słupek. Zamieszanie wokół meczu, Zbigniew Boniek nie wytrzymał. "To śmieszne" Dla Śląska to pierwsza wygrana w Ekstraklasie od ostatniej kolejki poprzedniego sezonu (25 maja). Piłkarze Magiery zrównali się punktami z Puszczą Niepołomice, choć mają jeszcze jeden zaległy mecz. Stal pozostaje na 15. pozycji w tabeli. Zapis naszej relacji na żywo dostępny jest poniżej.