Korona spotkanie zaczęła, jakby jutra miało nie być. Po 11 spotkaniach bez wygranej kielczanie znaleźli się w opałach, a ostatnie miejsce w tabeli nie poprawiało klimatu wokół zespołu. Dlatego beniaminek nie mógł już kalkulować, tylko musiał zacząć zdobywać punkty. I doskonale wiedział o tym trener Jacek Zieliński. - Korona to charakterna drużyna, w Kielcach zawsze gra się trudno - przestrzegał szkoleniowiec Cracovii. Do jego zawodników te słowa jakby jednak nie dotarły. Korona od pierwszej minuty zepchnęła bowiem gości do defensywy i z czasem zaczęła ostrzał bramki Karola Niemczyckiego. Jedno uderzenie z dystansu było niecelne, z dwoma bramkarz "Pasów" z trudem dał sobie radę, a do tego pole karne krakowian co chwilę przecinały dośrodkowania z rzutów rożnych. W 30. minucie dogranie z narożnika było jednak bardzo precyzyjne i poszybowało w stronę Piotra Malarczyka. Obrońca Korony nawet nie musiał wygrywać walki o pozycję, bo Jani Atanasov stał jak wryty i były gracz "Pasów" skierował piłkę do siatki. - Kluczem w pierwszej połowie była agresywna gra i szybki doskok do rywali. Dzięki temu Cracovia nie mogła rozwinąć skrzydeł - przyznał Malarczyk w przerwie przed kamerami Canal+. "Pasy" do przerwy miały dwie okazje - Virgil Ghita po rzucie rożnym uderzył tuż obok słupka, a Michał Rakoczy za długo zbierał się do oddania strzału i został zablokowany przez jednego z rywali. - Powinienem lepiej trafić w piłkę - rozkładał ręce Rakoczy. - Zaczęliśmy nerwowo, mieliśmy dużo strat i rywale napędzali się. Na drugą część musimy wyjść wysoko, mamy swoją robotę do wykonania. Korona - Cracovia. Dwa rzuty karne w drugiej połowie Można jednak snuć plany i rysować różne schematy taktyczne, ale wszystko trzeba wrzucić do kosza, gdy ktoś popełnia taki bezmyślny błąd, jak Jewhen Konoplanka. W 54. minucie doświadczony Ukrainiec zupełnie niepotrzebnie przewrócił w polu karnym Ronaldo Deaconu, a za moment Jakub Łukowski z 11 metrów podwyższył na 2-0. Krakowianie stali pod ścianą, ale pomocną dłoń wyciągnął do nich Miłosz Trojak, choć zrobił to dość przypadkowo. Po rzucie rożnym piłka trafiła w rękę zawodnika Korony i teraz to Cracovia miała rzut karny. Karol Knap też się nie pomylił i gospodarze prowadzili już tylko jedną bramką. Cracovia do końca próbowała wyrównać, ale lepsze okazje mieli jednak kielczanie. Byli nieskuteczni, ale mimo to zgarnęli pierwsze trzy punkty od sierpnia. PJ