Piotr Grzelczak był graczem mocno niedocenianym, a przecież dorobek 220 meczów i 34 bramki w Ekstraklasie robi wrażenie. Co ciekawe, kariera wychowanka Widzewa Łódź mocno splata się z trenerską drogą obecnego selekcjonera reprezentacji Michała Probierza. - To trener Probierz zaprosił mnie jako juniora po raz pierwszy na trening pierwszej drużyny Widzewa. Potem współpracowaliśmy jeszcze w Jagiellonii Białystok, a wcześniej w Lechii Gdańsk. Przed "Supermeczem" z Barceloną Probierz zaprosił mnie na rozmowę, mówiąc, że to moja ostatnia szansa. Zmotywował mnie tym znakomicie. W mecz z Katalończykami, wśród których debiutował Neymar, bardzo dobrze mi się grało, ten występ ukoronowałem ładną bramką - skromnie mówi skrzydłowy, który jak żartowali koledzy: jak strzelał to z orkiestrą. Brzydkie bramki raczej mu się nie zdarzały, czym zasłużył wśród kibiców na pseudonim "Mr Wolej". - Do dziś kibice kojarzą mnie z tym meczem, nie ukrywam, że jest to bardzo miłe. Mam co wspominać. Jeden z zawodników Barcelony czekał po meczu, aby wymienić się koszulką, musiałem chyba zapaść mu w pamięć - wspomina Grzelczak, a przecież pamiętamy, że piłkarze "Blaugrany" niechętnie wymieniali się trykotami z anonimowymi dla nich piłkarzami Lechii. Wyjątkiem był Deleu, który podczas wykonywania rzutu rożnego ustalił wymianę koszulek z samym Lionelem Messim. Chwilę potem do siatki "Barcy" trafił Jarosław Bieniuk. Lechia Gdańsk zagra z Widzewem Łódź w piątek o godz. 20:30 W długiej karierze Grzelczak miał również epizody zagraniczne. Najpierw grecki klub Platania Chanion, a potem o wiele bardziej egzotyczny, kazachski FK Atyrau. - W zawodzie piłkarza nie zawsze jest dane grać blisko rodziny. Czasem trafi się fajny, przyjazny do mieszkania kraj - ja np. miałem szczęście grać przez rok na Krecie. Kto by nie chciał przez rok żyć w kurorcie, a przy tym robić to co się lubi i dobrze zarabiać? Nie zawsze jest tak kolorowo, idzie się tam, gdzie cię chcą. Ja dostałem ofertę z Kazachstanu i następnego dnia już miałem lot do Atyrau. Kazachska ekstraklasa, niezłe pieniądze, nie miałem nad czym się zastanawiać. Niestety niedługo po mojej przeprowadzce do Kazachstanu wybuchła pandemia, nie tak łatwo było przylecieć do Polski czy odwrotnie. Ale czas pandemii nie był łatwy dla nikogo, chociaż akurat wtedy, w tym dziwnym czasie miałem okazję poznać nowy kraj jak jego kulturę - wspomina piłkarz. Wreszcie po latach wojaży po świecie Piotr Grzelczak wrócił do Polski, ale nie do rodzinnej Łodzi, a dolnośląskiego Milicza, gdzie występuje w barwach IV-ligowej Baryczy Sułów. Niestety w meczu 1. rundy Pucharu Polski w środę zawodnik nie znalazł uznania w oczach trenera, a jego drużyna po serii rzutów karnych uległa III-ligowym rezerwom Lecha Poznań. - Prezes klubu Dominik Trzeciak przedstawił mi plany klubu na najbliższe lata. Ambitne plany, fajni ludzie, postanowiłem podpisać kontrakt. Oczywiście postać głównego sponsora - Jacka Tarczyńskiego też miała na to wpływ. Pan Tarczyński pochodzi z Sułowa i to głównie dzięki niemu i panu Trzeciakowi, Barycz staje się klubem, w którym są warunki na awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Barycz Sułów i Barycz Milicz to dwa różne kluby. Choć obie miejscowości znajdują się blisko siebie, a ja oraz większość chłopaków mieszkamy właśnie w Miliczu - opowiada popularny "Grzelu". Oczywiście mecz Lechii Gdańsk z Widzewem Łódź nie mógłby się zacząć, gdyby Grzelczaka i jego żony nie było na trybunach. Formalności stanie się zadość i w piątek. - Cieszy mnie odrodzenie Widzewa Łódź. Myślę, że w piątek zobaczymy ofensywny mecz. Obie drużyny dobrze się czują w ataku, więc być może zobaczymy kilka (oby ładnych) bramek. Ja będę kibicował z trybun - kończy Piotr Grzelczak.