Śmiemy powątpiewać co do obecności tejże frazy w świadomości działaczy, natomiast kolejna fala napływowa piłkarzy legitymujących się obcymi paszportami skłania do refleksji, iż w rodzimą siłę roboczą zaczyna się powątpiewać. Weekendowa premiera Orange Ekstraklasy wypadła naprawdę przyzwoicie, by nie rzec w przypływie początkowej euforii - obiecująco. Szesnaście ligowych zespołów dostarczyło mnóstwa emocji, a - zachowując wszelkie relacje względności - poziom spotkań także nie przyprawiał o krokodyle łzy i chęć rwania włosów z głowy. Wszyscy szkoleniowcy dokonali trzech zmian, zatem prosty rachunek pozwolił nam skonstatować, iż na ośmiu stadionach obejrzeliśmy w akcji 224 zawodników. Nieco trudniejsza, przeprowadzona na drewnianym liczydle, rachuba dowiodła aktywności 47 obcokrajowców w różnym wymiarze czasowym (dokładna analiza poniżej). Posiłkując się już najnowszymi zdobyczami elektroniki, otrzymaliśmy wynik - w zaokrągleniu 21 procent wszystkich grających uczestników pierwszej kolejki wywodzi się z odmiennych kulturowo krajów, pochodzi spoza administracyjnych granic Polski. 21-punktowy próg procentowy - w porównaniu z krajami bardziej rozwiniętymi piłkarsko - nie powoduje napadu gęsiej skórki, ale optyka zmienia się diametralnie, kiedy uświadomimy sobie "niezawisłym wyrokiem naszego umysłu", że praktycznie co piąty obserwowany gracz to cudzoziemiec! Od razu spieszymy z wyjaśnieniami - proporcje zakłamują prawdziwy obraz rzeczywistości, ponieważ każdy zespół trzeba traktować osobno, z wielkim pietyzmem przypatrując się całej sytuacji. Przecież aż sześciu trenerów nie skorzystało z piłkarza zagranicznego - opiekunowie Arki Gdynia, Cracovii Kraków, Lecha Poznań, Odry Wodzisław posłali w bój samych rodaków, natomiast Orest Lenczyk z Bełchatowa i Marek Motyka, prowadzący Górnik Zabrze, pozbawili się takowej możliwości już w momencie zestawiania kadry. Abstrahując od aspektów pobocznych, pozostańmy przy hipotezie, jakoby nie znaleźli odpowiednich obcojęzycznych kandydatów do występów w pierwszej lidze. W innych zespołach cieszą się przeróżnym statusem. Wiara w niewiedzę W kontekście usprawiedliwiającym zatrudnianie obcokrajowców nierzadko używa się argumentu poważnego niedoszkolenia rodzimych zawodników, deficytach w przygotowaniu techniczno-taktycznym, ale i fizycznym, motorycznym. Opinia ta nosi znamiona bolesnej, acz szczerej prawdy, jednak warto dostrzec drugą stronę połyskującego medalu. Przecież przywożeni na testy "stranieri" często stawiają niższe wymagania finansowe, niż nawet tylko dobrze rokujący futboliści, nie wspominając nawet o graczach wyższych lotów. Zagadnienie ekonomiczne odgrywa niepoślednią rolę, choć należy potępiać forowanie przeciętnych nabytków "z zewnątrz", kosztem promowania utalentowanej lokalnej młodzieży lub nawet stawiania na bardziej doświadczonych Polaków. Podstawowym kryterium wyboru winna stać się nieodwołalnie klasa sportowa i forma, nie interesy menedżerów, obwożących zawodników od klubu do klubu i liczących na sute prowizje. Oczywiście, ci dżentelmeni uprawiają wolny zawód i liczą - jak każdy przy pracy zarobkowej - na duże profity, ale decydenci muszą nauczyć się rozpoznawać subtelne różnice tego biznesu i czasem wręcz zainwestować w rozwój młodych chłopców. Nawet nie chcemy myśleć, że działacze mogliby wspomagać jakieś niecne procedery... Obcy nadają ton Sztaby szkoleniowe najlepszych polskich klubów ostatnich lat, Legii Warszawa i Wisły Kraków, w obecnych rozgrywkach zdecydowanie postawiły na zagraniczny zaciąg. Ze wszystkich stron znanych róży wiatrów odzywały się głosy krytykujące takie postępowanie, określające je wręcz mianem "zabójczego dla rodzimego futbolu". O ile Danowi Petrescu, jako przedstawicielowi ludności napływowej, ten zarzut jawi się jako zupełnie niekonstruktywny, o tyle nie posądzamy Dariusza Wdowczyka o obojętność. Nie posądzamy, ale i rozumiemy doskonale pobudki ściągania kolejnych Brazylijczyków czy Serba. Nauczyciel piłki ze stolicy nie może oglądać się na dobro reprezentacji, bowiem termin "nadrzędnego dobra" w profesjonalnym sporcie nie istnieje! "Wdowiec" czuje nad sobą oddech pryncypałów i zdaje sobie sprawę z nieuchronności momentu rozliczeń, w którym nikt nie zapyta go o liczbę kadrowiczów. "Z naszej ligi chciałem tylko Wojciecha Łobodzińskiego" - stwierdził niedawno w jednym z wywiadów niegdysiejszy obrońca. "Poza Łobodzińskim nawet nie zastanawiałem się, kogo jeszcze chciałbym mieć z polskiej ligi. Wolałem zawodników zagranicznych" - kontynuował wywód Wdowczyk, sugerując, iż w rodzimych rozgrywkach nie znalazł piłkarza zdolnego podnieść jakość gry mistrzów Polski. Edson, Hugo Alcantara, Guerreiro, Vukovic, Elton stanowią w tej chwili o sile Legii, więc trudno ganić kogokolwiek za takie, a nie inne ruchy personalne. Petrescu zmaga się z problemem nieco innej maści. Otóż, Bogusław Cupiał nie pali się do asygnowania pokaźnych kwot na transfery, toteż Rumun wykorzystuje prywatne kontakty. Giovanni Becalli prowadził niegdyś interesy prawego obrońcy Petrescu, zatem w tej chwili pomaga sprowadzać piłkarzy z kartą na ręku. A że nie posiada "biało-czerwonymi" w stajni. Dziwne, gdyby posiadał... Niezależnie od menedżera, Emilian Dolha, Hristu Chiacu (czas pokaże) i Branko Radovanovic wydają się jednak zawodnikami co najwyżej solidnymi. Na spotkanie z Europą trzeba lepszych. Różnorakie wietrzenie Zbigniew Drzymała w ostatnich latach ulegał namowom w pierwszej kolejności Dusana Radolsky'ego i stawiał pieczęć pod wydatkami na piłkarzy z Bałkanów i Czech. Niestety dla kibiców Groclinu, nowe nabytki najczęściej rozczarowywały, prezentując poziom momentami żenujący. Swoistej czystki kadrowej dokonał dopiero Werner Liczka, dziękując za współpracę siedmiu piłkarzom, z czego co najwyżej trzech dysponowało odpowiednimi umiejętnościami (Mynar - kontuzja, Sedlacek, Sabo). Dość napisać, iż w potyczce przeciwko Widzewowi na murawie od pierwszej minuty zameldowało się ledwie dwóch obcokrajowców - Vlade Lazarevski i Mate Lacic. Obserwując poczynania przytoczonego duetu, nie postawilibyśmy pokaźnej sumy na ich grę w Grodzisku także wiosną. Tropem Liczki - w sensie częściowego odstawienia dotychczasowych cudzoziemców - podążył jego rodak, Josef Csaplar. Nebojsa Zivkovic i Mitar Pekovic weszli dopiero w trakcie pojedynku (Marco Grizonic nie znalazł się w kadrze meczowej), przy czym ten drugi już zaprzyjaźnił się na dobre z rolę rezerwowego. Chwilowe pominięcie tej pary nie oznacza jednak, że czeski szkoleniowiec odstąpił od pomysłu delegowania do gry "Nie-Polaków". Zarko Belada i Marko Colakovic przypominali o bytności starej gwardii, zaś trio z kraju trenera - Patrik Gedeon, Lumir Sedlacek i Tomas Dosek - jakby wskazywało na jedność myślenia i zaufanie wobec urodzonych w tym samym państwie. Porażka w starciu z Lechem Poznań przydarzyła się w typowo przypadkowych okolicznościach, lecz działania w sferze organizacji gry pozwalają na ferowanie werdyktu pozytywnego dla idei Csaplara. Biada Pogoni Ileż to już wylaliśmy atramentu, ileż komputerowych klawiatur zużyliśmy, by ukazać niedorzeczność postępowania Antoniego Ptaka. Bezkompromisowy, ale i nieprzygotowany merytorycznie finansowy tylko dobrodziej Pogoni powołał do życia w Brazylii twór na kształt obozu dla wyselekcjonowanych piłkarzy. Koordynatorem projektu obwołany został Bohumil Panik, nie tylko wskazujący swoich faworytów, ale i przygotowujący futbolistów z "Kraju Kawy" na zmierzenie z europejskim stylem boiskowych harców. Nie powiódł się eksperyment z pierwszym transportem Latynosów, drugi - na innych fundamentach, bowiem przyjechali młodsi gracze - zdaje się podążać identycznie w otchłań nicości. Szkoda tylko Mariusza Kurasa, postaci niezwykle zasłużonej dla "portowego" klubu, ponieważ na szwank wystawia się długo budowany autorytet i status "nietykalnego". Wprawdzie Panik wpajał grupie wyróżnionych arkana taktyki, ale opiekun szczecinian pewnie kieruje inne wymagania pod adresem podopiecznych. Jeśli piłkarz wykazuje braki w przygotowaniu taktycznym, a do tego czuje się zagubiony wskutek różniących się szczegółów, staje się bezradny. Czy na takie określenie nie zasługuje "koncert na dziesięciu Brazylijczyków i jednego Słowaka", odegrany przy Alei Unii Lubelskiej w pierwszej odsłonie? Biada klubowi i wszystkim jego pracownikom... Działać "z głową" Przykłady transferów poczynionych przez działaczy niektórych ligowców podpowiadają o przypadkowych ruchach, odnajdziemy jednakże i ludzi działających wedle jasno określonych zasad. Ryszard Wieczorek, trener kielczan, nie poszukuje koniecznie piłkarzy porozumiewających się z otoczeniem obco brzmiącym narzeczem, a pozyskanie Veselina Djokovica trzeba odczytywać jako - oto paradoks - szalenie rozsądne posunięcie. Uniwersalny zawodnik znalazł swe miejsce w środku defensywy i wraz z Jose Hernanim harmonizuje znakomicie. Centralną figurą zespołu pozostaje niezmiennie defensywny pomocnik, Hermes. Filigranowy przybysz z Sao Paulo współdecyduje w znacznym stopniu o obliczu Korony, podobnie jak czynić to będzie przez najbliższe miesiące Sasa Bogunovic. Środkowy napastnik Widzewa zanotował piękną asystę, koronującą nader poprawne spotkanie w wykonaniu Serba. O miejsce w "pierwszym składzie" powinien lękać się za to Nenad Zecevic. Serbski lewy pomocnik beniaminka nie zachwycił aktywnością, ani ruchliwością - w przeciwieństwie do sąsiada z Bośni i Hercegowiny w barwach ŁKS-u, Ensara Arifovica, należącego do grupy piłkarzy nie błyszczących, ale niezwykle efektywnych. Bramka i asysta bez wątpienia nie pogorszyły notowań wysuniętego napastnika w oczach Marka Chojnackiego. Operatywność całego tercetu klubów charakteryzuje roztropność, przedyskutowany i stosownie wcześniej przemyślany plan budowania drużyny. Przyjazd zawodników na testy wcale nie przeobraża się momentalnie w parafowanie kontraktu. Uzupełnienia zagraniczną siłą roboczą przydają się, ale systematyczna realizacja celów, penetrowanie rynku pod kątem określonych pozycji na dzień dzisiejszy muszą cechować politykę każdego klubu. Na całe szczęście, w Polsce kolejni pierwszoligowcy dołączają do tej ekskluzywnej grupy. Krajobraz obcokrajowców w Orange Ekstraklasie będzie ulegał stałym korektom - byle zmiany przebiegały "z głową"! Marcin Gabor, Tylko Piłka. *** Obcokrajowcy w 1. kolejce Zawodnik kraj pozycja w danym meczu liczba minut Widzew Łódź Nenad Zecevic Serbia LP 76 Sasa Bogunovic Serbia ŚN 83 (asysta) Groclin Grodzisk Wlkp. Vlade Lazarevski Macedonia PO 90 Mate Lacic Chorwacja ŚO 90 ŁKS Łódź Ensar Arifovic BiH ŚN 90 (bramka + asysta) Pogoń Szczecin Boris Peskovic Słowacja BR 90 Sergio Batata Brazylia PO 45 Julcimar Brazylia ŚO 90 Anderson II Brazylia ŚO 45 Daniel Cruz Brazylia LO 90 Lilo Brazylia PP 90 Junior Brazylia DP 69 Anderson Pedro Brazylia OP 90 Leandro Brazylia LP 90 Edi Andradina Brazylia CN 90 William Brazylia ŚN 90 Wisła Kraków Cleber Brazylia ŚO 90 (gol) Nikola Mijailovic Serbia LO 90 Hristu Chiacu Rumunia PP 45 Marek Penksa Słowacja PP 45 Jacob Burns Australia ŚP 90 Jean Paulista Brazylia CN 90 (asysta) Górnik Łęczna Toni Golem Chorwacja ŚO 90 Walerij Sokolenko Ukraina LO 90 Veljko Nikitovic Serbia DP 90 Borce Manevski Macedonia CN 68 (asysta) Korona Kielce Veselin Djokovic Serbia ŚO 90 Jose Hernani Brazylia ŚO 90 Hermes Brazylia DP 90 (asysta) Legia Warszawa Dickson Choto Zimbabwe ŚO 90 Hugo Alcantara Brazylia ŚO 90 (gol) Edson Brazylia LO 90 Miroslav Radovic Serbia PP 18 Aleksandar Vukovic Serbia OP 83 Roger Guerreiro Brazylia LP 90 (gol + asysta) Elton Brazylia ŚN 90 (bramka) Zagłębie Lubin Felipe Andrade Brazylia PO 90 Vidas Alunderis Litwa ŚO 90 Tomislav Visevic BiH LO 90 Marko Jovanovic Serbia ŚN 22 Wisła Płock Zarko Belada Czarnogóra ŚO 90 (bramka) Marko Colakovic Czarnogóra LO 90 Patrik Gedeon Czechy ŚP 90 Lumis Sedlacek Czechy LP 83 (asysta) Nebojsa Zivkovic Serbia PP 7 Tomas Dosek Czechy ŚN 87 Mitar Pekovic Serbia CN 3