Wielu uważało, że młodzi piłkarze Lecha byli bardziej głodni sukcesów niż doświadczeni zawodnicy Wisły. Prezes Wisły Kraków, Marek Wilczek potwierdza, że krakowskiej drużynie potrzebne jest odmłodzenie składu. - Głodu sukcesów można wymagać od każdego piłkarza, tym bardziej od starszego, bo powinien być profesjonalistą. Ale oczywiście, coś w tym jest, że trzeba odmłodzić skład. Zresztą, zaczęliśmy już to robić - świadczy o tym pozyskanie Diaza, czy Marcelo. W zimowym okienku transferowym taki napływ świeżej krwi jest przygotowywany. Dyrektor Bednarz i trener Skorża prowadzą obserwacje zawodników na różne pozycje, zwracamy uwagę na piłkarzy młodszych, aczkolwiek gdyby trafił się ciekawy, a doświadczony piłkarz, to też nie odmówimy. Być może kilku starszych zawodników nie jest aż tak potrzebnych Wiśle, jak wskazywałyby na to ich zarobki. - Trzeba powoli wprowadzać zawodników młodszych, ale nie chcemy się nikogo na siłę pozbywać. Wisła powinna mieć szeroką kadrę. Oczywiście zimą pojawi się lista nazwisk zarówno po stronie zakupów, jak i po stronie sprzedaży, czy wypożyczenia. Ale o wszystkim będzie w pierwszej kolejności decydował Maciej Skorża. On musi powiedzieć, kogo widzi w drużynie na wiosnę, a kogo nie. Czy podjęto już decyzję o tym, że Wisła siada do negocjacji z Marcinem Baszczyńskim w sprawie nowego kontraktu? Obecny kończy się w czerwcu 2009 roku. - Nie, jeszcze nie. Wszyscy wiemy, że Marcinowi kończy się kontrakt w czerwcu. Na pewno w przerwie zimowej się do tego jakoś ustosunkujemy. Jest też taka opcja, żeby pozwolić Marcinowi "dokonać piłkarskiego żywota" gdzieś na Cyprze, czy w Grecji? - Po pierwsze muszą być oferty dla Marcina, a po drugie Marcin musi chcieć wyjechać. Czyli piłkarz nie jest szczególnie zdeterminowany do wyjazdu? - Raczej nie. Nic mi na ten temat nie wiadomo, żeby mu się spieszyło do wyjazdu za granicę. Jest jeszcze w ogóle szansa, by cokolwiek na tych piłkarzach zarobić? - Nie spodziewajmy się wysokich cen za tych piłkarzy. Może być tak, że nie będzie w ogóle ofert. Pamiętajmy jednak, że ta drużyna, ci sami piłkarze dwa sezony temu skończyli na ósmym miejscu, a mimo to Maciej Skorża potrafił z nich coś wydobyć i sięgnąć po mistrzostwo. Z punktu widzenia zarządu, żadnego z nich jeszcze nie przekreślamy. To są zawodnicy, którzy przez te kilka lat zostawili dla Wisły serce i zdrowie na boisku. Nie jesteśmy zdeterminowani, by rozwiązywać z nimi kontrakt na zasadzie porozumienia stron. Z Andre Baretto była inna sytuacja. Wiemy, jakie mają kontrakty i jesteśmy na to przygotowani. Nie możemy żyć samymi oszczędnościami. A co zrobić, by Andrzej Niedzielan nie stał się dla Wisły takim drugim Tomaszem Dawidowskim? - Myślę, że cały czas trzeba jeszcze wierzyć w Andrzeja. Nie może się odbudować po kontuzji, ale problem leży chyba w psychice zawodnika. Na początku wszedł do zespołu bardzo dobrze, jednak poważna kontuzja wyeliminowała go z gry na długi czas. Myślę, że u Andrzeja to siedzi w podświadomości, że brak mu takiej agresji, waleczności. Boi się dostawić nogę. Mimo wszystko zatracił też atuty czysto piłkarskie, z których słynął wcześniej, nie ma już tej szybkości czy zwrotności. - Oczywiście, ale podtrzymuję moje zdanie, że wynika to raczej z blokady psychicznej, nie potrafi pokonać tej psychologicznej bariery. Myślę, że czy to w innych klubach, czy w Wiśle Andrzej jeszcze trochę pogra. Jeszcze przyniesie radość kibicom Jak by Pan hipotetycznie ocenił pomysł wymiany na linii Śląsk - Wisła w kontekście skrzydłowych? - Czyli Gancarczyk do Wisły, Zieńczuk w drugą stronę? Pamiętajmy, że Marek też w zeszłym sezonie zrobił dużo dobrego dla Wisły, nie może być tak, że jak gra troszeczkę słabiej, to od razu mamy myśleć o pozbywaniu się go. Tyle, że jeżeli klub chce pozyskać w przerwie zimowej wartościowego skrzydłowego, to nie może trzymać w kadrze zbyt wielu zawodników na tę pozycję. - Dokładnie. Tyle, że musimy najpierw pozyskać tego nowego skrzydłowego, a jeszcze go nie mamy. Hipotetycznie rzecz biorąc, taka wymiana byłaby do zrealizowania, ale nie dostaliśmy takiej propozycji ze strony Śląska. Choć wszystko jest możliwe. Skończyła się właściwie runda jesienna, to dobry okres na podsumowanie i oceny. - Przede wszystkim nie udało się zrealizować celu, jakim było wejście do grupy Pucharu UEFA. Rundy jesiennej nie skończyliśmy na pierwszym miejscu, ale jesteśmy nadal w "czubie" tabeli. Wisła nie dokonała jednak latem spektakularnych wzmocnień, Lech czy Legia wzmocniły się i stąd ta ostra rywalizacja w czołówce. Podsumowując, runda raczej na plus, bo nadal walczymy o mistrzostwo. Nie gryzie trochę zazdrość, gdy ogląda Pan mecze Lecha w fazie grupowej Pucharu UEFA? Klub z Poznania się promuje w Europie, a Wisła straciła ku temu okazję. - Zazdrość? Nie, ja kibicuję każdej polskiej drużynie w europejskich pucharach, bo one zdobywają punkty w rankingu, tak niezbędne podczas losowań. Zawsze jesteśmy w losowaniach nierozstawieni, stąd miedzy innymi tacy trudni przeciwnicy, z jakimi Wisła mierzyła się w tym roku: Barcelona, Tottenham. Angielski klub, choć zajmował wówczas ostatnie miejsce w lidze, ma bardzo dobrych piłkarzy i nie udało się nam ich pokonać. Pamiętajmy, że Tottenham był jedną z drużyn, które latem wydały na transfery najwięcej w Europie. Byli w tamtym momencie do ogrania, ale się nie udało, taka jest piłka. W meczu Lecha z CSKA było widać, że w zderzeniu z klubami z górnej półki już nie wygląda to wszystko tak różowo, jak z Austrią Wiedeń. Poznaniacy nie grali już tak otwartej piłki.