14 zwycięstw w 16 rozegranych meczach na swoim stadionie - to był do dziś dorobek Lecha w sezonie 2024/25 na swoim stadionie. Zdecydowanie najlepsza ofensywa, strach rywali przyjeżdżających do Poznania. Legia i Jagiellonia wyjeżdżały stąd z bagażem pięciu bramek, Widzew stracił cztery. Puszcza niedawno - przegrała 1:8. Zapewne nie miałoby to znaczenia, gdyby w sobotę 24 maja Lech nie dołożył piętnastego zwycięstwa. A zakładając, że Raków rozprawi się ze słabnącym z tygodnia na tydzień Widzewem Łódź, Lech nie miał właściwie innego rozwiązania. Trafił jednak na rywala z Gliwic - drużynę środka tabeli, która jak mało kto potrafiła sprawiać w tym sezonie niespodzianki na wyjazdach. W Szczecinie przegrała w doliczonym czasie, w Częstochowie i Warszawie wygrała, w Białymstoku zremisowała. Raków wcale nie był w tej walce o tytuł na straconej pozycji. PKO BP Ekstraklasa. Lech Poznań - Piast Gliwice w 34. kolejce. Mecz o mistrzostwo Polski przy Bułgarskiej Wiele zespołów w Poznaniu próbowało grać z Lechem w otwarty sposób, zwykle źle się to dla nich kończyło. Piast nawet nie ukrywał, że nie ma takiego zamiaru. Kończący pracę w Gliwicach trener Aleksandar Vukovic ustawił zespół defensywnie, ale nie tak, by ta obrona była tylko w polu karnym. Goście wychodzili więc całym zespołem za szesnastkę, tam zawężali pole gry, utrudniali zadanie poznaniakom. Kozubal, Sousa czy Hotić szukali krótkich podań, nie było na to miejsca. Z czasem ten defensywy beton zaczął delikatnie kruszeć, ale nie ozaczalo to jakichś spektakularnych okazji dla Lecha. Raz Frantiska Placha omal nie pokonał jego kolega z defensywy Miguel Munoz, “Kolejorz" miał też coraz więcej stałych fragmentów. Ale to pierwsza udana kontra Piasta była groźniejsza od tych wszystkich prób Lecha. Akim Zedadka lepiej zachował się przy bocznej linii od Michała Gurgula, a Tihomir Kostadinow mógł z 15 metrów pokonać Bartosza Mrozka. Minęło pół godziny, dalej przy Bułgarskiej było 0:0, Lech nie wyglądał jak drużyna na miarę mistrza Polski. Inna sprawa, że w Częstochowie w tym samym czasie był podobny wynik. To Piast z każdą minutą sprawiał lepsze wrażenie, aż nagle... Lech trafił. A konkretnie Afonso Sousa, jeden z najniższych na boisku, uderzył głową po zagraniu Rasmusa Carstensena. Choć największą zasługę miał tu akurat Ali Gholizadeh, ktory świetnie przerzucił piłkę z prawej strony w pole karne. A już za chwilę mogło i powinno być 2:0. Dino Hotić wykonywał rzut wolny z miejsca, z którego jesienią zdobywał już bramki. A teraz zaskakująco podał do ziemi na środek pola karnego. Ishak przyjął piłkę, podbił, uderzył z półobrotu. To była “setka". A Szwed minimalnie się jednak pomylił. Mogło to poznaniaków mocniej zaboleć, gdyby za chwilę Maciej Rosołek oddał normalny strzał, a nie podał do Mrozka. Po 45 minutach spotkań w ostatniej kolejce Ekstraklasy wirtualnym mistrzem Polski był Lech Poznań. Nie miał już jednak marginesu błędu, Raków w doliczonym czasie wcisnął bramkę Widzewowi. Lech Poznań - Piast Gliwice. "Kolejorz" w poszukiwaniu drugiej bramki. VAR w akcji Przerwa w Poznaniu trwała 25 minut, Szymon Marciniak doliczył w pierwszej połowie tylko minutę, w Częstochowie było ich dużo, dużo więcej. A oba spotkania musiały by wznowione w tym sam momencie. Tuż zaś po tym wznowieni Raków podwyższył na 2:0, co formalnie nic mu już nie dawało, zwiększało jedynie presję na poznaniakach. Lech szukał więc drugiej bramki, dającej spokój, ale dość spokojnie, bez ryzyka. Piast zaś wciąż się nie chciał odkryć, rzucić większych sił do ataku. W 59. minucie trybuny przy Bułgarskiej ryknęły po raz drugi - po zagraniu Ishaka Carstensen pokonał Placha. Było więc teoretycznie 2:0, ale do akcji wkroczył VAR, Szwed mógł być wcześniej na spalonym. Analiza była długa, kibice się niecierpliwili, w końcu jednak Marciniak pokazał, że Piast wznowi grę z... linii pola karnego. Bramka nie została uznana. Choć Lech przeważał, wciąż nie mógł być niczego pewny. Kiepsko wyglądała ławka rezerwowych "Kolejorza", Niels Frederiksen nie miał tu dużego pola manewru. A i Piast się w końcu odgryzł, Antonio Milić w ostatniej chwili zablokował strzał Michała Chrapka. Za moment Erik Jirka przymierzył tuż obok słupka. Nie było już piękna w tym spotkaniu, Lech odliczał minuty do końca, Piast zaatakował dopiero po ofensywnych zmianach. Frederiksen też uznał, że lepiej już utrzymać ten wynik, o czym choćby świadczyła zmiana w 81. minucie Sousy na obrońcę Wojciecha Mońkę. A nie była to dobra decyzja, zaczęło się kotłować pod bramką Mrozka, o włos od wyrównania był Jakub Czerwiński. A w 88. minucie w słupek huknął Jorge Felix. Coś nieprawdopodobnego! Mało? No to w ostatniej minucie piłkę sprzed bramki wybił Mario Gonzalez, to już był prawie gol na 1:1. I Lech to prowadzenie jakoś dowiózł, wygrał 1:0. A to oznacza, że latem powalczy w eliminacjach Ligi Mistrzów.